małe liski nieuchwytne po polu skaczące

i komary zjadajonce

Cześć.
Dzisiaj będzie o małych, płochliwych, ale ciekawskich stworzonkach
oraz o wszystkich zdjęciach, których nie udało mi się im wykonać.


Zdarzyło się to pewnego ładnego wieczora, gdy komarzyce gryzły zawzięcie, a ja zwiedzałam okolicę na rowerze, brnąc przez pola uprawne i zastanawiając się, ile razy wlazłam na teren prywatny. Mijałam kolonię brzegówek na ogrodzie, która chyba chwile świetności ma za sobą, czasem pozostając przytłaczająco pustą; kląskawki i potrzeszcze siadające na najwyższych gałęziach, żeby sekundy później odlecieć dalej oraz zające, czasem nagle i szybko, a czasem leniwie i dziwnie ociężale zrywające się z niespodziewanych miejsc przy dróżce.

To były takie trochę typowe momenty. W pewnej chwili zastanowiłam się po prostu 'hej, a co tam stoi tak nieruchomo'.
Wtedy spotkałam je po raz pierwszy.


Wtedy też znowu zastałam bociana, i teraz już całkiem często się widzimy. Bardzo są przyjazne.




Te nieoczekiwane spotkania (nie wiem kiedy ostatni raz widziałam lisa, i to jeszcze tak dokładnie, w innej sytuacji niż paranoiczna ucieczka przez ulicę w nocy) skłoniły mnie do tego, żeby jeszcze dokładniej zbadać okołowiejskie tereny.

Tak więc zaczęły się rowerowe eskapady, chociaż pewnie odległości pokonywane przeze mnie nie są powalające. Właściwie to na początku poruszam się dość powoli, zaglądając ostrożnie w każdy zakamarek, za każdym razem zapuszczając się odrobinę dalej. Teraz już nabrałam chyba większej śmiałości.

Próbowałam nawet dostać się w miejsca, które opisywałam we wpisie tym: R A N O
Jednak im bardziej brnęłam w gęste krzaki, tym więcej komarów, centymetr po centymetrze, wyżerało moją skórę. Było naprawdę źle, i generalnie nie polecam otwierać ust w takich miejscach, nawet na kilka sekund.
Zresztą tragizm sytuacji widać trochę na tym zdjęciu kląskawki:


Byłam też na innej polno-trawiastej dróżce, która niestety okazała się ślepą uliczką. Biegnie wzdłuż zatrzcinionego rowu, gdzie śpiewają trzciniaki, przemykają potrzosy, potrzeszcze i rokitniczki.


Zatrzymałam się przez chwilę też przy miejscu, gdzie słychać było świerszczaki, i próbowałam je uchwycić. Ale one są niezbyt śmiałe. I też niezwykle malutkie, tak wtedy zauważyłam.


Pod koniec zerknęłam na czajkowe pole, ale one były chyba na mnie zdenerwowane, więc po chwili sobie poszłam.





I w tamtym momencie, zaraz po czajkowej sesji, dowiedziałam się jednej ważnej rzeczy.

ciekawostki o zwierzętach #1
Wszystkie doskonale wiedzą, w którym momencie skończy się bateria w aparacie.

Wracałam z aparatem odpoczywającym w torbie, chłonąc świat oczami. I nagle czajki okazywały się jakoś tak bardziej śmiałe, wszyscy byli mniej nerwowi niż zwykle. A szczególną okazję upodobały sobie nasze małe liski.
Jeden z nich usiadł na drodze, którą właśnie przejeżdżałam, dokładnie na wprost mnie. Z tyłu widać było lekką poświatę, gdy jego futerko podświetlało zachodzące słońce. Wydawał się miękki, z bardziej puchatą kitą, i bardziej ufny niż zwykle. Siedział sobie na drodze, a ja zatrzymałam rower.
I patrzyliśmy się na siebie.
Postanowiłam, że poczekam aż on (ona?) sobie pójdzie, nie robiąc pierwszego ruchu.
Zdążyłam w tym czasie wyjąć powoli aparat, kierowana resztkami złudnej nadziei, zobaczyć jeszcze raz smutny komunikat, i spojrzeć przez wizjer.
Odłożyć wszystko i popatrzeć.
Później poszedł.
Chyba się zaprzyjaźniliśmy.

...

Kolejnego dnia zabrałam ze sobą dwie w pełni naładowane baterie. Wiedziona nutką goryczy, którą pozostawił wczorajszy wieczór, pojechałam znowu do lisków.

Malutkie siedziały tam gdzie zawsze, a złota godzina rzuciła na nie świetliste obramowanie, więc usiadłam w oddali w pełnej komarzyc trawie.



Z krzaków wybiegła mama lis (albo tata, skąd mam wiedzieć), ale po chwili spokojnego truchtu zobaczyła mnie siedzącą w wysokiej trawie i drastycznie przyspieszyła zszokowana. Faktycznie, to musiał być dziwny widok.
Tak więc oto szybkie zdjęcia szybkiego lisa.




Dobrze przynajmniej, że dzieci się nie wystraszyły. Siedziały całkiem daleko i nie zwracały za bardzo uwagi na wystającą z trawy czapkę. Okazało się, że jest ich trójka (conajmniej). Trochę ganiały się w chaszczach, łaziły i skakały na siebie. Przeuroczy widok.



Podczas siedzenia, kontemplowania lisów i gryzących mnie komarzyc, kilka innych zwierząt pojawiło się w polu widzenia. W pewnym momencie gdzieś na wprost mnie (przy zbożach co widać na górze) usiadł dudek.

ciekawostki o zwierzętach #2
Ptaki czasem po prostu znikają.

Ten akurat rozpłynął się w powietrzu, gdy czekałam, aż cokolwiek poruszy się w miejscu gdzie usiadł. Tak zupełnie, nie mam pojęcia jak to się stało. Siedziałam przez dłuższy czas w bezruchu, a potem zrezygnowana wstałam, i nawet nic się nie spłoszyło. Ale dudki to jednak niesamowicie nieuchwytne stworki.


ssak i skowronki





Kolejnego wieczora pojechałam w znane miejsce i spróbowałam się zaszyć za bliższymi krzakami. Wtedy znowu wyszedł mały, tym razem jeden, ciekawski. Zauważył mnie, i zachowywał bezpieczny dystans, zerkają z daleka. Ale jednak nie uciekał, tylko siadał i kładł się w trawie, tak że wystawały tylko uszy. Obserwowaliśmy siebie tak nawzajem ze spokojem. Było generalnie bardzo fajnie.




W pewnym momencie stało się to:



Gapiliśmy się na siebie wszyscy troje przez kilkanaście sekund. Chyba wszyscy byli nieco zdziwieni. Później ta pani spokojnie odeszła.

...

Czas na odrobinę rozrywki. Sekcja 'ukryte zwierzęta'.
Czy znajdziesz je wszystkie? Pisz w komentarzu!






Żuraw po jakimś czasie już nie wytrzymał. A miał całkiem dobrą kryjówkę.

A oto pozbierane nadolickie drapole. Całkiem różnorodnie, nie licząc myszołowa i pustułki.


kania ruda i błotniak stawowy niżej



...

Pewnego dnia zapuściłam się też do dalszego lasu, który jest naprawdę ogromny (bo moje lasy blisko to tak naprawdę takie trochę atrapy). Dawno tam nie byłam, więc teraz musiałam odkopać nową drogę rowerową, manewrując między nowo powstałymi osiedlami na trasie. Dużo się pozmieniało.

W każdym razie jest to las duży, przecina go sporo dróg, i to często wystarczająco szerokich na samochód. Wiele z nich jest uczęszczana przez biegaczy i innych rowerzystów, albo po prostu spacerujących ludzi. Tak więc jest to miejsce nie do końca dzikie, a ptaki mają tam wiele swoich kryjówek wysoko w koronach drzew i dość spory dystans ucieczki. Do tej pory zaobserwowałam głównie dzięcioły duże, ale również paszkota, który dotychczas był dla mnie gatunkiem nieistniejącym (jedna z pozycji na mojej liście hańby, przyznaję się oficjalnie).

Gdy wyjeżdżałam z lasu, na drodze pojawił się lisek.

A była to bardzo ładna droga i ładny lisek, tym razem dorosły. Ścieżka biegła przez pole uprawne, które to pole było usiane jednym z tych zbóż, które wyglądają na najbardziej miękkie i jedwabiste, szczególnie oświetlane przez schylone słońce. Lis również był miękki, z puszystą kitą, rudy pośród pastelowej zieleni. 
Nawet mnie nie zauważył, bo jechałam cicho przez zacieniony las, kiedy on stał w słońcu.

ciekawostki o zwierzętach #3
Lisy mają bardzo dobry słuch. Mogą usłyszeć pisk myszy z odległości 100m.

Ale nie potrzeba jakiegokolwiek słuchu, żeby usłyszeć głośny, przenikliwy 
p i s k   h a m u l c ó w
jaki wypluł z siebie wtedy mój rower.

Zaznaczam, że nigdy wcześniej mój pojazd nie krzyczał w ten sposób, po prostu wtedy miał na to ochotę. Tak o sobie.
Chyba wiadomo, co stało się później.
Takie właśnie mam szczęście do lisków.

W ten sposób otwieram galerię nigdy niewykonanych zdjęć. Dobrze się zaczyna. Może w wyobraźni wyglądają lepiej, niż wyglądałyby naprawdę... Tak, na pewno tak jest.


(a tutaj świergotki z lasu, jak w lesie to chyba drzewne, hehe. szkoda, że to nie takie proste)
edit edit edit: pomyliłam się, jaki świergotek w ogóleeee
wszystko wskazuje na to, że to  l e r k a



Okej, muszę wrócić do tamtego lasu niedługo.


...

Dzisiaj (25.06) rano



Wstałam o względnie wczesnej godzinie, żeby spróbować podpatrzyć liski z drugiej strony. Nie była to aż tak wczesna godzina jak planowałam, ale na szczęście jutro też jest dzień. A od czegoś trzeba zacząć.

Cóż.
Powstało bardzo dużo zdjęć lisów w mojej głowie. Z norki ostatecznie nikt nie wyszedł, gdy siedziałam w trawie po drugiej stronie, bliżej pagórka niż zwykle. Chyba podejście do nich jest bardzo trudne, szczególnie że mają bardzo dobry słuch (jak już wiemy z ciekawostki).

Podczas czekania znalazłam inną rozrywkę, bo w krzakach z tyłu mnie uwijały się cierniówki i ich dzieci.
Później dałam już spokój i skupiłam się na tym, co kręciło się dookoła, czyli głównie drobniejszych ptakach. Poniżej brzegówki, których kolonia wciąż jeszcze zakwita o pewnych porach dnia.


Tuż obok, zaraz pod tabliczką 'WSTĘP WZBRONIONY TEREN PRYWATNY NIE WYRZUCAĆ ŚMIECI GRUZU NIE WCHODZIĆ' spotkać można białorzytki, poniżej młoda.




...

Dzisiaj to wszystko. Jutro też wstanę rano, przynajmniej taki mam plan*, bo taki bardzo poranny rower to jednak przyjemna sprawa**. Mam nadzieję, że uda mi się spotkać jeszcze małe liski, zanim opuszczą norkę przy pagórku. Trzymajcie kciuki!


*nie udało się tym razem
**to prawda, dlatego spróbuję jeszcze kiedy indziej, naprawdę

Pozdrawiam!
E.

Komentarze

  1. super liski!! oby nie dorosły za szybko... gratuluję paszkota, trochę zazdro
    (A z rozrywkowych tematów to udało się)
    fajne f o t y, czuć wakacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      (Dobrze że się udało.)
      Cieszę się też że dałeś radę przymknąć oko na ilość płotów w tym poście
      ;))

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że znowu zaimponowałaś mi swoimi fotkami. Twoje lekkie, przyjemne i z humorem pisane opisy świetnie się czyta. Będę trzymał kciuki za ponowne spotkanie z liskami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuję za miłe słowa! Cieszę się że zdjęcia się podobają :)

      Usuń
  3. Liski super wyszły, ale te ujęcia ptasie no rewelacyjne, coś wspaniałego! Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

małe niebieskie słowiki

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku