ktoś ma sobie na ogrodzie kolonię brzegówek

Cześć!
Witajcie w małym poście podsumowującym ostatnie dni.
W dzisiejszym raporcie miesiąca: zachody słońc, dużo zdjęć oraz względnie mało, i to nieskładnego tekstu. Zapraszam cieplutko.


Ostatnio wybieram się całkiem regularnie na wycieczki samotne rowerowe po okolicy. Jest fajnie i spokojnie, i tylko w ten sposób mogę naprawdę odpocząć od szkolnego stresu i nawału obowiązków. Wiem, że to trochę typowe mówić, że jest się zajętym szkołą. Ale w tym wypadku moja pierwsza sesja końcoworoczna uderzyła mnie z większym impetem niż przypuszczałam. Chociaż w tym momencie muszę przyznać, że sytuacja trochę bardziej się klaruje i nareszcie, powoli, mogę oddychać.

Przedstawiam serię zdjęć, które najlepiej prezentują się chyba wszystkie obok siebie, w spójnej serii, niż wyrwane z kontekstu. 
(tak jak na instagramie) #goldenhour




Co z tą kolonią brzegówek?
Kiedyś wyjechałam trochę za nasz nadolicki las, zapuszczając się odrobinę w nieznane. Skręcając w przypadkową ścieżkę na przypadkowym polu trafiłam na teren prywatny. Tam, za prowizorycznym drucianym ogrodzeniem ktoś sobie hoduje szkółkę leśną (?), ma mały domek (letniskowy?) oraz takie małe jeziorko, z górą piasku obok i takim fajnym traktorem.


I ta piaskowa góra, razem z piaskowym brzegiem bajorka, stanowi miejsce zamieszkania pokaźnej kolonii brzegówek.

Tak więc ktoś ma na swoim terenie cała jaskółkową rodzinkę, całkiem prywatnie. Czy to sprawiedliwe? Chyba nie.

Mam nadzieję, że nikt nie przebywał w domku, kiedy stałam i gapiłam się przez płot z obiektywem. Trudno było odejść, kiedy tuż nad głową fruwały jaskółki.


Zdecydowałam się podejść odrobinę bliżej i wykorzystać nieco-organiczny płot, na którym lubiły przysiadywać, oraz światło zachodu.




Wyglądają bardzo pociesznie, dużo świergolą nad głową, a ich kolonia jest w ciągłym ruchu, gdy wciąż wpadają i wylatują z norek. Bardzo przyjemnie się przy nich po prostu przebywa. Na pewno będę tu wpadać częściej, sprawdzając przy okazji czy nikt nie siedzi na ogrodzie.



A tutaj, na zwieńczenie wieczoru, pliszka siwa i trznadel tuż obok brzegówkowych mieszkanek.
A teraz wracam już do domku. 

...

Tu czas na opis kolejnego dnia. Bywają sobie czasem takie dni po prostu.
Czasem tak sobie jedziesz rowerem, z ubłoconymi łokciami i zzieleniałymi kolanami, patrzysz jak Słońce powolutku zachodzi, w głowie leci piosenka country napisana przez sztuczną inteligencję ("You can't take my door", wspaniały kawałek) (ale tak generalnie to nie słucham country, serio).
W każdym razie... czujesz, że po prostu jest ci dobrze z samym sobą. Tak czasem jest i tak jest cudownie.

Tego wieczora akurat zajechałam trochę za las, aby połazić po polach.
Minęłam znajome brzegówki, i widziałam sporo wywijających w powietrzu czajek, brzmiących jak odbiorniki radiowe. A na jednym z pól zobaczyłam parkę bocianów.

Dawno nie fotografowałam bocianów, coraz rzadziej w sumie je widuję, dlatego ten widok bardzo mnie ucieszył wewnętrznie. Wydaje mi się, że mają gniazdo w Chrząstawie (to niedaleko), więc mam nadzieję spotykać się z tą parką częściej.



Chowałam się za kępkami traw (pewnie nie były to trawy, ale niestety nie znam się), i ukryciu starałam się podejść nieco bliżej. A byłam i tak całkiem daleko. Roślinność przysłaniała mi nieco kadr z dołu, dając taki trochę fajny efekt zamglenia.

W pewnym momencie bociek wlazł na trawiastą drogę, a z naprzeciwka zauważyłam jadącą na rowerze parę.



Wtedy okazało się, że ten bocian był taki w sumie trochę leniwy, bo gdy z drugiej strony nadjeżdżali państwo, on ledwo zszedł z drogi, odbiegając pośpiesznie jedynie kawałek. Prawie wjechali mu na sterówki.
Stwierdziłam, co za ziomek.
Jak masz taki dystans ucieczki to ja nie będę się tak czołgać idiotycznie.

Podeszłam spokojnie z rowerem, odstawiając go na dróżce, i usiadłam w polu.
Zachowywał się całkiem swobodnie, żerując sobie gdzieś w trawie (to pewnie nie były trawy). Często zastygał w bezruchu na dłuższy czas, gapiąc się w ziemię, aby potem zanurzyć w niej dziób. Całkiem miło spędzało się z nim czas, pełna współpraca, i ile możliwości ustawienia się względem słońca.
Tu światło jest tak od boku bardziej, a później zupełnie z tyłu.





To tu niżej to chyba moje ulubione, takie odrobinę szersze. Bardzo urokliwe są fruwające chaotycznie plamki, owady widziane pod słońce, tutaj uchwycone niestety w bezruchu. Czysta przyjemność -patrzeć przez obiektyw na zmieniający się układ mikroskopijnych, podświetlonych drobin.

(Niestety, nie mogłam nakręcić filmu, bo przycisk nagrywania w moim aparacie się zupełnie popsuł. Musimy to sobie wszyscy wyobrazić.)



Ech.

Na brzegówkowych płotach ustawiły mi się tym razem pliszki żółte i mazurki; jaskółki były jakoś wyjątkowo wrażliwe, więc szybko stamtąd uciekłam.



Wracając minęłam przechadzającego się po polu żurawia, i nie mogłam tak po prostu obok niego przejechać, szczególnie że miałam już dzień pełen czołgania. Tak więc położyłam się na ziemi razem z rowerem.



Tutaj, poniżej, przysłoniło go chyba jakieś źdźbło, ale powstał taki osobliwy, naturalny efekt rozmycia. Całkiem mi się podoba. (W szkole uczę się, że należy doceniać takie przypadki.)



Niestety, spłoszył mi się po jakimś czasie, co jest całkiem przykre, ale przynajmniej powstały te zdjęcia:


(O, tu nawet załapały się jakieś kaczki w tle, dopiero teraz to zauważyłam. Wyglądają na szybkie i równie zdziwione co ja teraz.)


Bardzo nie chciałam w tamtym momencie wracać już do domu, dlatego pojechałam w stronę jeszcze jednego miejsca, nad niewielką rzekę. Co prawda nie spotkałam tam nic nadzwyczajnego, ale czasem trzeba gdzieś po prostu pobyć. Tak się przynajmniej mówi, gdy wraca się bez szczególnych zdjęć.
Ją widziałam po drodze:


Na zwieńczenie dnia jeszcze kos, bardzo przyjemny do słuchania w tamtym czasie (jak i o każdej innej porze). Pojawił się, kiedy nasz wiejski mostek już opustoszał, a słońca chyliły się już bardzo ku zachodowi.


Na koniec jeszcze jedna, specjalna, analogowa fotografia.
Wykonana o tamtej porze, ostatnia klatka na filmie.
Chyba było warto.

Ale fotografie analogowe to już temat na kolejny wpis...



Pozdrawiam cieplutko! 
E

Komentarze

  1. Przepiękne ptasie ujęcia, a zwłaszcza ten dumny bociek na łące, coś pięknego! Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Bociek faktycznie bardzo ładnie współpracował. Pozdrawiam (:

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

Norwegia!... (część trzecia)

małe niebieskie słowiki

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku