Norwegia!... (część trzecia)

Witajcie!
Przepraszam was za tą dość długą przerwę w pisaniu, ale właśnie wróciłam z obozu wędrownego w Pieninach (było świetnie!) i pobytu w Chorwacji. Na pewno niedługo zamieszczę kilka zdjęć z wyjazdu :)

...

Kontynuując moją norweską historię - mniej więcej tutaj docieramy do momentu, kiedy to wraz z moimi współtowarzyszami postanawiamy zwiedzić wyspę Runde.
No dobra, ja postanawiam. I robię wszystko, żeby reszta się zgodziła.


Dlaczego? Wyspa Runde to niesamowite miejsce. To tzw. ptasia wyspa, gdzie znajdziemy klifowe zbocza, na których uwielbiają gnieździć się całe kolonie ptaków.
I to nie byle jakich ptaków. Znajdziemy tu mewy trójpalczaste, głuptaki, alki, nurzyki...
maskonury...

Czy to nie brzmi wspaniale?
Nie, to brzmi jak spełnienie marzeń!
(Uwaga na nadmierny entuzjazm w tym poście)

A więc, przed państwem...

2 lipca, Ptasia wyspa Runde


Cóż, dostanie się tam nie było łatwe. Jak to w Norwegii bywa, nie wszędzie są drogi i co jakiś czas trzeba się przepłynąć promem. Własnie taka przeprawa czekała nas w tamtym momencie.

Dookoła statku widok był jak zwykle niesamowity, typowo norweski. Dosłownie zapierał dech w piersi. Ale może to było spowodowane tym nadmiernym entuzjazmem... (Zobaczę maskonury, zobaczę maskonury!!!)



Po mniej więcej godzinie wreszcie dotarliśmy do celu.

Oto właśnie jest - ptasia wyspa, raj na ziemi, sanktuarium maskonurów, moje przyszłe miejsce zamieszkania. Jak tam było cudownie!


Już od pierwszej chwili witały nas maskonury - na tabliczkach, znakach, zdjęciach, rysunkach i mapkach, w sklepach z pamiątkami. W środku cała się gotowałam i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wyruszymy na drugą stronę górzystej wyspy.


Świergotek nadmorski 
 Niestety. pan w recepcji na prowizorycznym parkingu poinformował nas, że ptaki przylatują do miejsc gniazdowania dopiero wieczorem, około 21. Zegar pokazywał godzinę 16...
Mimo wszystko i tak od razu wyciągnęłam moich współpodróżników w góry. Najwyżej pójdę sobie potem drugi raz, prawda? ;)

W drodze spotkałam rzepołuchy i świergotki nadmorskie dreptające pośród przybrzeżnych kamieni, a na łące na zboczu góry - świergotki polne.
Co jakiś czas ukazywały się tabliczki informacyjne o spotykanych tam ptakach, a taka tabliczka znajdowała się na samym początku trasy:

Zobaczcie, są też nawy po polski :)

Świergotek polny
Po około 30 minutach dotarliśmy na jeden z wyższych punktów góry i ujrzeliśmy przed sobą takie widoki:



Nad głowami wciąż przelatywały wydrzyki wielkie, które gdzieś po drugiej stronie miały pewnie pokaźną kolonię. Były rzeczywiście dość spore i śmiałe - co jakiś czas widać było jak nękają inne ptaki, na przykład bieliki.



Idąc wciąż pod górę (gdy już niektórzy niecierpliwili się - "i gdzie są te twoje ptaki?") cały czas obserwowałam niebo dookoła.
Świat wyglądał niesamowicie... tak przedstawiała się ptasia wyspa. Iście bajkowe ujęcia, chyba jedne z moich ulubionych z Norwegii.



W końcu, pomiędzy mniejszymi pagórkami, zobaczyłam sylwetkę dużego ptaka o długich białych skrzydłach z czarnymi końcami.
To musiał być głuptak.

Przyśpieszyłam kroku, aby wreszcie to zobaczyć. To, co było po drugiej stronie wyspy.

To właśnie to - cały ptasi klif. Oblepiony całą masą głuptaków, alek, nurzyków...
Kiedy spojrzało się w dół, ujrzało się ogrom białych i czarnych punktów szybujących nisko nad taflą wody. Nie sposób było je uchwycić w kadr.
Pojawiały się też co jakiś czas wydrzyki wielkie, bieliki i sokoły wędrowne.



Głuptak
I znowu wydrzyki



Gdzieś tam, pośród całej hordy migoczących czarnych punktów, można było wyłapać pojedyncze alki i nurzyki. Niektóre z nich upodobały sobie półki skalne. Nie były jednak zbyt skore do fotograficznej współpracy.

Poczułam, że mogłabym tam mieszkać. Gdzieś tam po drugiej stronie góry. W takim małym, uroczym domku...

Nurzyki
Alka
I znowu alki
A to... nie, to tylko wrona siwa. Ale wygląda majestatycznie, prawda?
W pewnym momencie w jednej z zatoczek przy klifie zaczęło się kłębić skupisko czarnych punktów. Podeszłam bliżej i zrobiłam zdjęcie, aby przybliżyć i przyjrzeć się tajemniczym obiektom...

Tak właśnie.
To. Były. Maskonury.

Tym samym 200 GATUNEK na mojej życiowej liście.
Yee!
Chwila na fanfary i confetti!

A teraz wróćmy do naszych maskonurów. Była godzina 17, a miały się pojawić dopiero o 21. Najwyraźniej... zdecydowały się na powrót trochę wcześniej.
Wyglądało też na to, że nie były specjalnie fotogeniczne. Głównie było je widać jako małe czarno-białe punkty z kolorowymi dziobami. Rzadko się zdarzało, że jeden z nich podlatywał bliżej do klifu i wchodził do swojego gniazda. Trzeba było mieć naprawdę dobry refleks...

W głowie pojawiły mi się myśli: "Co to za oszukaństwo? Co mają znaczyć te wszystkie niemalże portretowe fotografie na plakatach i ulotkach informacyjnych? Przecież tu ledwo widać że to maskonur..."


Po godzinie sterczenia w jednym miejscu w końcu udało mi się złapać jednego w kadr tak, że można było rozróżnić gatunek.
Co prawda zdjęcia nie są złe, ale... te wszystkie ulotki informacyjne sprawiły, że trochę się zawiodłam.



Z nieco zwieszoną głową udałam się w drogę powrotną, gdzie towarzyszyły mi znów świergotki polne.



Kiedy dotarliśmy do naszego campera, udałam się jeszcze na krótki spacer wzdłuż drogi na zamieszkałej części wyspy.
Na wodzie unosił się mały punkt, w którym po chwili wyróżniłam sylwetkę kaczki.
Z czasem przybliżała się do mnie i mogłam stwierdzić, że to nic innego jak markaczka.
Bardzo udana obserwacja :)



Dochodziła godzina 21. Słońce baaardzo powoli chyliło się ku zachodowi, a ja postanowiłam... dać maskonurom drugą szansę.
Wątpiłam, żeby coś się zmieniło od godziny 17, ale czemu by nie spróbować?
Wyciągnęłam tatę z powrotem na górę, niemal biegnąc.

...

Na samym szczycie maskonurowej części klifu spostrzegłam sporą grupkę ludzi. Niektórzy wyglądali niezwykle profesjonalnie, inni... tak jak ja.
Stojąc tam, pośród wszystkich, na samej górze, pośród tej ciszy, nagle poczułam się jak u siebie. W swoim żywiole.

Odgłosy składające się na względną ciszę na wyspie Runde:
cichy szelest wiatru
szum fal obijających się o klif
nieśmiałe szepty ludzi
skrzeczenie miliona głuptaków 
charkanie alk i nurzyków
donośny furkot skrzydeł maskonurów
nieustające szelesty migawki wszystkich możliwych marek aparatów

Pojawiła się jeszcze tęcza :)
Mam nadzieję, że teraz łatwiej wam sobie wyobrazić klimat tamtego miejsca. Ochłonęłam i wchodząc między ludzi spojrzałam w dół.
Och tak, maskonury tam były. Zdecydowanie.

A teraz przygotujcie się na dłuuuugą sesję zdjęciową.




Dwa urocze dziabągi

Aaa!

To jedno z moich ulubionych ujęć :)

Ave Caesar!
Melancholia
Portret



I na koniec tęcza
I jeszcze jedno ujęcie - bielik wśród maskonurów:


Ufff, całą sesję mamy już za sobą. Czy te ptaki nie są niesamowite?
Widziałam je, chyba mogę już umierać. Co za dzień.
Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem skierowałam się w stronę miejsca noclegu...


3 lipca, poranek na wyspie Runde


Jak zwykle dość wcześnie zerwałam się z łóżka. To znaczy ze śpiwora. 
Przed 7 rano rozpoczęłam mój codzienny poranny spacerek. Poszłam wzdłuż drogi na zamieszkałej części wyspy, co jakiś czas schodząc bliżej brzegu.

Tak wyglądał poranny krajobraz.
Przy domach spotkałam stadko rzepołuchów oraz świergotki nadmorskie. Nie zabrakło też mew - siwych, srebrzystych, siodłatych i żółtonogich.

Rzepołuch
Juv. świergotek nadmorski
Oraz mewa żółtonoga, jak majestatycznie.
Po drodze spotkałam też mojego kolegę ptasiarza. To znaczy "spotkałam" to za duże słowo... "Kolegę" zresztą też. Był to chłopak mniej więcej w moim wieku, który mieszkał na tym samym polu namiotowym, kilka razy natknęłam się na niego na ptasiej wyspie, ale nie nawiązałam większego kontaktu niż uśmiech. Ciekawe czy zaobserwował jeszcze jakieś interesujące gatunki... 
Pewnie nie jest Polakiem, ale jeśli jakimś cudem natknie się na mój blog, pozdrawiam go ;)
Ornitolodzy świata łączmy się!

Przy brzegu oprócz świergotków i mew przesiadywały ostrygojady, jak zwykle dość hałaśliwe.
Nareszcie miałam okazję zrobić ujęcie, o którym marzyłam od kilku dni! 








W tamtym momencie naprawdę poczułam, że mogę już wracać do domu/umierać. Widziałam maskonury. Mam ujęcia ostrygojadów. Mam masę innych dobrych zdjęć...

Achhh. kiedyś jeszcze odwiedzę tą wyspę :)

Komentarze

  1. Niesamowite i magiczne miejsce! Ile ja bym dała, aby też się tam znaleźć! I te maskonury! Zdjęcia normalnie fenomenalne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewątpliwie :) Polecam, może kiedyś uda Ci się tam wybrać.
      Dzięki :)

      Usuń
  2. Wspaniała relacja! Bardzo zazdroszczę tej Norwegii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Cudowne zdjęcia. Niesamowite miejsce. Teraz wiem, że moja lista marzeń zwiększy się o jedno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i zajrzenie na mojego bloga! :) Pozdrawiam

      Usuń
  4. Wspaniałe zdjęcia i suuuper artykuł, mieszkam w Honningsvåg 🙂🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i pozdrawiam! mam nadzieję że surowy klimat nie daje w kość i jest tam dużo maskonurów!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

Czerwcowa wyprawa do Chrząstawy