ptaki podgatunku teneriffae



Przygotowując się do dalekiej i jakże egzotycznej podróży, wklepałam w przeglądarkę "Tenerife best places".
Przewijając przepełnione słońcem, wakacyjne obrazki, jaskrawe aquaparki (hipierszczęśliwych ludzi) zadałam sobie pytanie, kogo ja oszukuję.
"Tenerife  b i r d s"


Cześć!
Przedstawiam szaloną kompilację, top 5, the best of, top moments, najlepsze wyróżnione chwile spędzone na Teneryfie. Dynamiczny format, wplączmy się szybko w wir wydarzeń.
Zaczynamy zabawę.

5. Początek dnia oraz oceany chmur na Marsie (wulkan Pico del Teide)

Zapowiadało się tak niesamowicie przyjemnie. 
Przyjechaliśmy jeszcze przed wschodem, parkując szybko i prowizorycznie, aby wyjść, gdy na szlaku wulkanicznym nie będzie jeszcze tłumów.
Byliśmy świadkami wynurzania się Słońca z ciemności, zza płynących chmur; z miejsca, z którego wzorkiem można było objąć prawie całą wyspę.


W górze strzępki zabarwione pudrowym różem.



A na wysokości oczu oceany, jeden na drugim, przykrywające się.



Światło było tak niesamowite, trochę nieśmiałe, pozwalające sobie miejscami na ustąpienie cieniowi.
Czasem chłodno, wietrznie, w klimacie niepasującym do afrykańskiej wyspy. Czasem miło, ciepło, na twarzy wystającej zza cienkiej czapki.


Chwila dla świergotka kanaryjskiego, wiecznego turysty tutaj, miłośnika wysokości powyżej 3000 metrów (tutaj dokładnie 3260 m n.p.m.).



Absurdalne, bo ten piękny wschód słońca, te wspaniałe kolory i idealna temperatura było przepięknym
preludium do

m o r d e r c z e j patelni!!!
zabijającej wszelkie nadzieje i chęci do życia
krew pot i łzy
mdłości spowodowanych niedostatkiem tlenu na takiej wysokości
zaczątków grypy z przemęczenia i wahań temperatur
tak silnego wiatru, że nie dało się wejść na sam szczyt
tak silnego wiatru, że zamknęli nam wyciąg, którym mieliśmy wracać

absolutne nie przesadzam, ale to była KATORGA
!!!
szczególnie w krajobrazach pozaziemskich, bez żadnego cienia, z prażącym i przepalającym słońcem, jednocześnie takim wiatrem, że nie za bardzo można zdjąć kurtkę, 
krew pot i łzy jeszcze raz, ŚMIERĆ
najgorzej!
CHOROBA
GŁÓD
PRAGNIENE
MASAKRA
aaaaaa

Dobrze. 
Spokojnie.
To miały być miłe momenty.

Szybko, numer 4.

4. :) :) :) Góropatwy depczące po piętach (Barranco del Infierno) :) :) :)

Spacery między górami, w profesjonalnych kaskach, na szlaku wypełnionymi różnymi strefami roślinnymi - od prawie tropikalnych, przez górskie, do prawie jaskiniowych.



Wyobraźcie sobie, jaki mikrozawał serca przeżyłam, kiedy w pewnym momencie dosłownie spod nóg wypełzła mi:


Co za początek znajomości (z góropatwą berberyjską).

Były przepiękne, bardzo towarzyskie, ruchliwe, ciekawskie. Przyjrzyjcie się białym perełkom na bordowym kołnierzu, i kontrastowym pasom na boku!




3. Szukanie burzyków na oceanie wieczorami w samotności

Najspokojniejsze i najbardziej odprężające wieczory, spędzone na wypatrywaniu czarnych punkcików w oddali 
i próbie zrozumienia, jak szeroki i ogromny i daleki jest ocean.

Gdyby patrzeć na ten ocean mniej więcej z tej strony, to na drugim brzegu jest dopiero Ameryka Południowa. Tutaj.


Siedząc sobie spokojnie na kamieniu, pod różowym niebem, czułam się trochę jakbym posiadała wiedzę tajemną.
Bo nie wgapiałam się w ocean żeby wgapiać się w kolory i słońce.
Przeczesywałam wzrokiem fale, wśród których dopatrywałam czarnych, szybkich punktów. (I te punkty były radosnymi odkryciami, mimo że były tylko małe i czarne - wiedziałam, co się pod nimi kryje.)


Burzyki 'duże' zawsze tu są. Czasem mniej, czasem bardziej widoczne. Czasem schylone odpowiednio słońce uwydatnia ich białe spody. Częściej jednak są ciemne, zlewając się z ciemniejącą wieczorem wodą.
Wyczekuję momentów, kiedy zdecydują się zatoczyć koło nieco bliżej brzegu - wtedy widać dokładniej, jak manewrują między falami, tuż przy powierzchni wody; jak skręcają gwałtownie, muskając końcem skrzydła ocean. 
(Od tego muskania angielska nazwa - shearwater.)

Kilka słów o miłości do ptaków oceanicznych
Jest to miłość czasem trudna i nieodwzajemniona. 
  1. Po pierwsze - bardzo rzadko północny wiatr przywiewa je do Polski. Może dlatego, że trudno u nas o ocean.
  2. Zwykle obserwacje nie są imponujące - bardzo dalekie, niefotogeniczne, niewiele da się zobaczyć.
  3. Zwykle mają też ciemne kolory i wszystkie są do siebie bardzo podobne.
  4. Ale jest to ten rodzaj fascynacji, nad którym nie da się za bardzo zapanować. Szczególnie po wgłębieniu się w ich nieco romantyczną, samotniczą naturę oraz niepojętny zmysł orientacji z terenie.
  5. Polecam bardzo "Krzyk morskich ptaków"!
Tak więc niesamowicie, bardzo, ogromnie mi się marzy spotkanie na przykład nawałników (nie mówiąc o takich albatrosach). 
Nawałników, drobniutkich i krępych, malutkich jak najmniejsze jaskółki. Tych, które łapią fale z wyciągniętymi do przodu, nieco niezgrabnie, rozczapierzonymi, płetwami. (A przynajmniej tak je sobie wyobrażam.)

A to najbliższe spotkanie z burzykami, w jakim miałam okazję uczestniczyć.


  - chwila przerwy na niebieskie zięby! - 

2. Segment zbiorczy, odrobinę enigmatyczny i przerywnikowy, na najlepiej sfotografowane ptaki na wyspie.
(poniżej zięba modra)



k a n a r e k


świstunka kanaryjska w mocnych kolorach



druciana pustułka


aleksandretta obrożna (inwazyjnie)


1. Najbardziej deszczowe lasy, jakie widziałam w życiu, chwila na wstrzymanie oddechu:

Oto lasy laurowe Anaga.


Paprocie muskające palce i policzki, chłodne omszone gałęzie, roślinne dywany, plątaniny i pajęczyny poskręcanych drzew.
Wyobraźcie sobie, że z ekranu wypełza mgła, wilgoć i oddalone świergoty.


Och.



Szukałam tu gołębi laurowych, które okazały się duchami.
W tle, w szelesty i dźwięk naszego stąpania, wplecione były lekko wyczuwalne pomruki, takie na granicy słyszalności. M y ś l ę, że to mogły być właśnie te gołębie, ale absolutnie nie dało się ich wypatrzeć idąc w gęstwinie.


Ptaki z podgatunku teneriffae - 
oto podgatunek naszego mysikrólika, nieco intensywniejszy w barwach (ledwo zauważalnie), ale w takim środowisku był prawie jak rajskie ptaki czy inne chwostki.



Rudzik, niby zwykły, ale wciąż potencjalnie chwostka.





Wyszliśmy tutaj poza dywany paproci, tak las Anaga wygląda z oddali, gdzie górne partie przykrywa mgła (czy to może już chmury).






...

Myślę, że to, że nie widziałam się z gołębiami kanaryjskimi ani laurowymi, jest świetnym pretekstem do kolejnego spotkania.

Zostawiam Was z lasem prawie deszczowym, z przytulną wilgocią powietrza, z letnimi prześwitami
i pozdrawiam cieplutko!
E.


Komentarze

  1. p i ę k n y wspaniały las prawiedeszczowy - czuć zapach!!
    zazdraszczam kolorowych podgatunków, podziwiam oceaniczne i mam nadzieję, że kiedyś uda się uczestniczyć w bliższym spotkaniu.
    (szczęście, że przeżyła Pani katorgę oraz śmierć na Marsie)
    pozdr srdczn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za kom!
      też trzymam kciuki za oceaniczne, albatrosy (i maskonury też) czekają.
      warto było przeżyć tę katorgę!
      pozdrawiam cieplutko również

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

zanim wiosna

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

małe niebieskie słowiki

Chorwacja, tydzień pierwszy