Wiosenny las po raz kolejny

Witajcie!
Dzisiaj znów cofniemy się o kilka tygodni, do czasu Świąt Wielkanocnych (ale to już ostatni taki post).
Świąteczne dni minęły mi w iście wiosennej atmosferze. Codziennie starałam się gdzieś wychodzić, chociażby na kilkanaście minut na pola. I każdy dzień przyniósł mi coś nowego.

Sobota

W sobotę z domu mogłam wyjść dopiero po południu. Udało mi się akurat trafić na wieczorny koncert drozdów śpiewaków. Zwykle kiedy śpiewają, powtarzają jedną zwrotkę dwa razy. Pisałam o ich różnorodnym repertuarze już wcześniej, potrafią wydawać naprawdę wiele odgłosów - od świstów, gwizdów, przez trele, aż po mniej melodyjne trzaski i charkanie. Czasami (ale nie przyznaję się do tego) zdarza mi się pogwizdywać razem z nimi.
Idąc wieczorem samotnie przez las zaczęłam tak właśnie gwizdać, chociaż oczywiście poziom moich występów nie mógł w najmniejszym stopniu dorównać śpiewom drozdów. Po chwili na drzewko obok mnie przyfrunęły dwa śpiewaki i wpatrywały się we mnie siedząc nieruchomo na gałęzi. W sumie to się im nie dziwię, dziwadło ze mnie. Kto normalny gwiżdże z ptakami?
Powiedzcie, że wy też tak macie. Nie chcę wyjść na jakiegoś dziwoląga ;)



Po drodze spotkałam również wiejskie sroki, a przechodząc przez pola ukazał mi się żuraw w promieniach powoli zachodzącego słońca. Na wsi jest cudownie :)




Wtorek

We wtorek, czyli ostatni dzień wolnego (niestety!) postanowiłam standardowo wybrać się do lasu. Tym razem, ze względu na wyjątkowo ładną pogodę, poszłam nieco dalej niż zwykle, czyli do większego zadrzewienia.
Wstałam dość wcześnie, więc korzystając z okazji od razu ubrałam się i wyruszyłam z domu. Rano ptaków jest najwięcej, to znaczy są bardziej widoczne, bo po przebudzeniu zaczynają szukać pożywienia. Innym sprzyjającym czynnikiem jest mniej ludzi, no bo umówmy się, kto normalny chodzi o 8 rano do lasu?

Podczas przeprawy przez pola towarzyszył mi śpiew niestrudzonych skowronków i niezbyt muzykalnych potrzeszczy. Nad głową niczym rakieta przeleciał mi srokosz (o czym dowiedziałam się po zrobieniu zdjęcia oczywiście).


Srokosz-rakieta
 Z czasem, kiedy coraz bardziej zbliżałam się do lasu, zobaczyłam przelatującego kruka z dość bliskiej odległości. Jak to u kruków bywa, poruszał się majestatycznie i co jakiś czas wydawał równie majestatyczne odgłosy, czyli głębokie "kraa kraa".




W końcu weszłam do lasu. Na polu wiał silny wiatr i było dość zimno, jednak kiedy weszłam między drzewa, klimat natychmiast się zmienił. Wicher momentalnie ustał, temperatura nieco wzrosła, a dookoła zaległa cisza. Ale to nie była zupełna cisza, dookoła słychać było cichy, uspokajający szum. Korony drzew wysoko nade mną wciąż uginały się pod naporem wiatru.
To niesamowite znaleźć się w takim miejscu, sama, pośród wysokich drzew, odizolowana od świata.

Wreszcie odezwały się ptaki.
Najpierw cicho, w oddali, słychać było bębnienie dzięciołów. Później dołączyła się cała orkiestra. Sikory, rudziki, raniuszki, zięby, kosy, pierwiosnki, kowaliki... Cichutkie i ledwo słyszalne mysikróliki i zniczki, malutkie, niepozorne pełzacze, a w końcu głośne kruki.

Zięba - samiczka...
...i samczyk do pary
Oraz jakże majestatyczny kruk.
Pod nogami również można zauważyć ciekawe znaleziska, między liśćmi na leśnej ścieżce zauważyłam kilka piór. Należały prawdopodobnie do sikory, miały szaro-niebieski odcień i mogły pochodzić z jej skrzydła.


A tu sikora bogatka w całej okazałości:



W lesie nie mogło też zabraknąć raniuszków, małych, białych, puszystych, uroczych i kochanych ptaszków z niezwykle długimi ogonami. Są niezwykle radosne i nieważne, który raz się je widzi, bo za każdym razem cieszą oczy.


Idąc dalej leśną ścieżką, zauważyłam minimalny ruch wśród skupiska krzewów. Próbowałam nakierować na niego aparat i udało mi się zrobić zdjęcie, chociaż jest trochę poruszone. Okazało się, że była to pokrzywnica, którą widziałam (przyznam się szczerze) drugi raz w życiu. Nie jest to rzadki ptak, niestety bardzo nie lubi się pokazywać i wychodzić ze swoich gęstwin.

Pamiętam, że kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, zupełnie go nie zauważyłam (tak, wiem, to nie ma sensu). Dopiero w domu, jakoś kilka miesięcy po tej wyprawie, kiedy przeglądałam fotografie z liczeń ptaków, natrafiłam na pewne lekko poruszone zdjęcie. Pośród gałęzi widać było schowaną pokrzywnicę. Cieszę się, że wcześniej go nie skasowałam, bo na pierwszy rzut oka nie było widać na nim żadnego ptaka. Czasem warto się przyglądać starym, pozornie bezużytecznym zdjęciom :)

Tymczasem teraz widzę tego ptaka drugi raz, jednak fotografia nie jest nawet odrobinę lepsza od tamtej, którą zrobiłam ostatnio.


Obeszłam gęste zadrzewienie jeszcze raz, ale nie udało mi się już wypatrzyć pokrzywnicy. Zobaczyłam tylko samczyka zięby, który był bardziej skory do współpracy.


Zbliżałam się bardzo powoli do końca lasu, wsłuchując się w kląskanie pierwiosnków i trele rudzików. Nagle do moich uszu dotarł  przeciągły krzyk, brzmiący podobnie do odgłosów ptaków drapieżnych. Jednak był to nikt inny jak dzięcioł czarny, który potrafi wydawać naprawdę donośne dźwięki. To największy dzięcioł spośród dziesięciu polskich gatunków i wcale nie jest taki pospolity, dlatego bardzo ucieszyłam się, że przyleciał do "mojego" lasu. Teraz tylko pozostaje mi go odnaleźć. A to nie takie proste...
W końcu jest. Czarna sylwetka na tle czarnych drzew - świetnie. Jeśli uda wam się go wypatrzeć na tym zdjęciu to gratuluję :)


Na polach na końcu lasu nie mogło zabraknąć wiosennych roślinnych akcentów :) Podchodząc do roślinek deptałam po mokrej trawie i błocie, przez przypadek płosząc zająca, ale czego nie robi się dla dotknięcia puszystych bazi.



W końcu, po kilku godzinach udaje się w drogę powrotną. Niestety trzeba opuścić to ciche, uspokajające miejsce i wyjść w świat, na zimno i wiatr. Wychodząc z lasu natknęłam się na bażanta, który też chyba szukał schronienia wśród zadrzewień.


Niestrudzony skowronek
Tego dnia spotkała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Na jednym z pól w pobliżu mojego domu znajduje się mała kałuża. Przechodząc w pobliżu niej nieświadomie spłoszyłam brodźca piskliwego (tak? chyba tak). Następnym razem będę bardziej uważnie przyglądać się niepozornym sadzawkom.



Uff, to już koniec na dziś, trochę się rozpisałam :) 
Pozdrawiam, do napisania!

Komentarze

  1. Zgodzę się z Tobą: na wsi jest cudownie! Uwielbiam jeździć na wieś na wakacje! :) Codziennie budzi mnie wilga.
    Hm... Ja nie gwiżdżę razem z ptakami z jednego prostego powodu: nie umiem gwizdać... :(
    Bardzo fajne obserwacje, mi nie udało się jeszcze ani razu zobaczyć pokrzywnicy, więc gratuluję. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam, gwizdanie nie jest takie trudne ;) Trzeba tylko się nauczyć.
      Śpiew wilgi jest cudowny, nie mogę się doczekać kiedy przylecą i będę gwizdać razem z nimi ;)

      A pokrzywnicę na pewno kiedyś będziesz miała okazję zobaczyć, chociażby na swoim zdjęciu odgrzebanym sprzed kilku miesięcy ;)

      Usuń
    2. Gwizdanie jest trudne. Dla mnie. Nie wiem czemu, ale zupełnie mi nie wychodzi. :D Ale co tam, ptaki gwiżdżą i śpiewają za nas. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

małe niebieskie słowiki

zanim wiosna

Chorwacja, tydzień pierwszy