Grudniowe liczenie ptaków
Witajcie :)
Zimą oprócz sezonu karmnikowego rozpoczęły się zimowe liczenia
ptaków. Akcja organizowana jest przez koło ornitologiczne dla studentów,
którego członkiem jest moja koleżanka Ania - zawsze towarzyszę jej na ptakoliczeniach :)
Miałyśmy za zadanie
obserwować określony teren (pewien odcinek Odry) i liczyć wybrane gatunki
ptaków wodno-błotnych.
Na początku postanowiłyśmy spotkać się w innej części
miasta, aby zobaczyć odkrytego tam wcześniej rożeńca. Został zaobserwowany kilka dni
temu pływając sobie spokojnie pod ruchliwą ulicą. Piękny samczyk był już przyzwyczajony do obecności
ludzi i podpłynął do nas razem z krzyżówkami, zapewne z nadzieją zdobycia
pożywienia. Zrobiłam kilka zdjęć, kaczorek okazał się naprawdę fotogeniczny i widać
było, że miał doświadczenie z fotografami. Jak później zobaczyłam na
ornitologicznych stronach internetowych, wielu ludzi zamieszczało jego
fotografie.
Bardzo się cieszę że miałam okazję go obejrzeć z bliska i udokumentować, bo moje poprzednie rożeńcowe zdjęcia nie przedstawiały się ciekawie.
Obok zejścia do zbiornika, przy którym stałyśmy my, pewne
wesołe towarzystwo urządziło sobie imprezę. Zaczepili nas, kiedy stałyśmy nad
brzegiem z lornetkami i aparatem - „Ej, nam też zróbcie zdjęcie!”. Z początku
nie zwracałyśmy uwagi, ale potem, gdy wychodziłyśmy, podeszła do nas pani z
tamtej grupki. Powiedziała nam, że jesteśmy, cytuję „zajebiste” i pytała się o
szczegóły obserwacji. „Wy lornetkami na te kaczki patrzycie? Przecież to blisko
widać. A tamta jest inna? Nie zauważyłam.” Zostałyśmy również zaproszone na
imprezę, ale grzecznie odmówiłyśmy. Podczas obserwacji ptaków można spotkać
naprawdę ciekawych ludzi.
Wreszcie dotarłyśmy na miejsce i mogłyśmy zaczynać liczenie.
Na szczęście na liście gatunków nie było śmieszek, bo tych widziałyśmy
całkiem sporo i trudno byłoby je zliczyć. I tak problem miałyśmy z krzyżówkami, których też było bardzo dużo (naliczyłyśmy ponad 400). Dodatkową
trudność stanowił fakt, że ptaki pływają, odlatują i przylatują, więc trzeba
było zapisywać je dość szybko, zanim nie zmieniły położenia. Przyjęłyśmy
taktykę, która polegała na tym, że to ja zajmowałam się notowaniem, a Ania liczyła
nie odrywając wzroku od stadka ptaków. Sprawdziło się to bardzo dobrze i myślę,
że nasze wyniki są wiarygodne.
Oprócz tego po drodze spotkałyśmy kilka czapli siwych,
kormorany i typowo ogrodowe ptaki: dzięcioły duże, sikory, mazurki, pełzacza
ogrodowego.
Udałyśmy się na dalszy odcinek Odry. Na zliczenie czekało
jeszcze więcej krzyżówek, więc wzięłyśmy się do roboty. Po chwili dziarsko
podszedł do nas starszy pan. Ubrany był w sportowy dres, a w rękach trzymał
kijki. Zagadnął o lornetki i obserwacje, wywiązała się całkiem miła
konwersacja. Powiedział, że bardzo ceni taką młodzież, która wychodzi z domu i
aktywnie spędza czas. Stwierdził że jesteśmy nadzieją dla ludzkości i
przyszłością kraju. Tak właściwie to chyba nie każdy starszy człowiek zdobyłby
się na takie wyznanie.
Chodząc z lornetką po mieście przyciąga się ciekawskie
spojrzenia ludzi, bo chyba nie jest to codzienny widok. Tym samym niektórzy
decydują się zagadać i można poznać ciekawe osoby. Ornitologiczne wyprawy mają
naprawdę wiele pozytywnych aspektów J
Ponownie zajęłyśmy się liczeniem stadka krzyżówek, bo
rozmowa z panem wybiła nas z rytmu. Pośród kaczek Ania wypatrzyła jedną, która
była nieco inna… Okazało się, że była to krakwa. :) Trzeba
było ją cały czas śledzić, bo łatwo można ją zgubić pośród ptasiego tłumu. Niestety
zdjęcia nie wyszły tak dobrze jak bym chciała, widocznie krakwa, w przeciwieństwie do rożeńca, była
nieprzyzwyczajona do fotografowania.
Za nami, dalej od brzegu, znajdował się niewielki park. Od
czasu do czasu słyszałyśmy głosy ptaków dobiegające z zadrzewień, dlatego
postanowiłyśmy sprawdzić, czy nie ma tam jakichś ciekawych gatunków.
Spotkałyśmy dzięcioły duże, średnie, grubodzioby oraz stadka raniuszków.
Stałyśmy tak przez dłuższą chwilę z głowami do góry,
wpatrując się w ptaki w koronach drzew. Chwilę później zauważyłyśmy, że biegnie
do nas spory pies. Był nastawiony bardzo przyjaźnie i od razu domagał się
głaskania. Przywitałyśmy się z nim, a potem zobaczyłam, że... nie mam czapki,
którą przed chwilą trzymałam w ręce…
Piesek z moim nakryciem głowy w pysku wesoło biegł w stronę rzeki. Za
nim biegła jego właścicielka. A za nią ja i Ania. Na szczęście czapka nie miała
kontaktu z wodą, za to została profesjonalnie wytarmoszona i ośliniona. Trudno
było ją odzyskać, próbowałyśmy rzucać psu patyki, ale ten nie chciał reagować.
Dopiero później rzucił się w pogoń za kolorową piłką, którą rzuciła mu pani.
Odzyskałam moją zgubę, jednak wtedy nadawała się tylko do prania. Jak widać nie ominęły nas ciekawe przygody :)
Mniej więcej w tym momencie kończy się nasze ptakoliczenie. Oprócz niezliczonych (albo i zliczonych - przez nas) stad krzyżówek udało nam się zaobserwować coś ciekawego, z czego bardzo się cieszę :))
W przygotowaniu wpis o feriach zimowych, tymczasem ja się z wami żegnam.
:)
W przygotowaniu wpis o feriach zimowych, tymczasem ja się z wami żegnam.
:)
Bardzo fajny post !!!
OdpowiedzUsuńZobaczyłyście sporo ptaków.
Przecudne zdjęcia.
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńWidzę, że ptakoliczenie udane! :) Pozdrawiam i zachęcam do udziału w głosowaniu na moim blogu! :)
OdpowiedzUsuńTo właściwie było przed Zimowym Ptakoliczeniem, ale wycieczka jak najbardziej udana :)
UsuńBaardzo ciekawe ptakoliczenie! Gratuluję rożeńca i krakwy oraz udanych zdjęć :))
OdpowiedzUsuńBardzo miło się czytało ten post.
Bardzo dziękuję, miło Cię tu widzieć Wilgo :))
UsuńZazdroszczę rożeńca i krakwy... Fajnie masz, że chodzisz z kimś na ptaki :D
OdpowiedzUsuńDzięki :) Może Ty też poznasz jakiegoś ptakoluba?
Usuń