dużo różnych rybitw na raz

post zawiera: 
ptasie przedszkole,
lazurowe smugi,
mały ptasi raj,
dramatycznie wspomnienia pochylni na kanale elbląskim,
naprawdę dużo rybitw.


Oto raport z dwutygodniowego wyjazdu, na którym, wracając do korzeni, prowadziliśmy koczowniczy tryb życia, a do snu codziennie kołysały nas fale. 

Pocztówki z Mazur

Czas żaglówkowy okazał się dość angażujący. W czasie, kiedy akurat nie zwijaliśmy masztu albo nie sprawdzałam, która lina to topenanta, patrzyłam intensywnie w trzciny, bo obiecałam sobie, że zobaczę bączka.
Zwijanie i rozkładanie masztu było zresztą czynnością, w której chyba najbardziej ujawniała się taka nasza nieporadność, wtedy to najdłużej stałam za sterem, pilnując, czy nie wpływamy właśnie na jakąś górę lodową. Muszę jednak przyznać, że z czasem szło nam coraz sprawniej!

Poniżej zobrazowanie moich dwóch humorów jako kapitana.


Tymczasem poświęćmy chwilę na zachwyty na rybitwami. Uważam, że są wspaniałe i mogłabym na nie patrzeć naprawdę bardzo długo. Urzekają zwinnością, lekkością, wydają się nic nie ważyć i mieć skrzydła z papieru. Wyglądają na drobne i eleganckie, ale potrafią zadziwić wojowniczym, zaczepnym duchem.



Tutaj warunki trafiły mi się idealne (mimo że fotografowanie na tle nieba nie jest moim ulubionym); granatowe chmury wdzięcznie podkreślają podświetloną, czystą biel.



To powyżej to chyba moje ulubione. Minimalistyczne, a w burzowym tle można odkryć nutkę, hm, podniosłości?



Na koniec serii jeszcze śmieszki. 



Zacumowaliśmy na moment przy brzegu, obawiając się burzy, i okazało się, że właśnie to miejsce jest miejscem schadzek moich znajomych.




(Trochę irytujący badyl, ale cóż mogę zrobić)




Hałaśliwe, zlewające się niemal w jeden dźwięk i coraz głośniejsze wrzaski znaczyły, że zbliżamy się do kolonii śmieszek.




Wśród bywalców tego hałaśliwego zgrupowania można było wyłuskać rybitwy rzeczne. Wygląda na to, że towarzystwo śmieszek je ośmieliło.



Najciekawsze ptasie historie działy się w kanałach. Na otwartej, głębokiej wodzie ptaki kryły się gdzieś pomiędzy przybrzeżnymi trzcinami; koło żaglówki wynurzały się jedynie perkozy, płynąc swoim przerywanym rytmem - raz zerkając z daleka, innym razem zaskakując całkiem blisko.
W wąskich przesmykach sprawa miała się inaczej. To tutaj szaleńczo pędziły zimorodki (a raczej smugi w błękitnym kolorze), na brzegach siadali więksi i mniejsi bohaterowie, a niektóre trzcinowiska skrywały naprawdę duży potencjał.

Pewna czapla na przykład pozwoliła obejrzeć się z całkiem bliska...


...zanim ogarnęła ją nutka niepokoju...


...nie wytrzymała, zrezygnowała, nie mieszcząc się w za ciasnym kadrze (i prześwietlając odrobinę zdjęcie)



W jednym miejscu (w którym przepływaliśmy dwa razy), można było usłyszeć piosenkę pierwiosnka, która wydała mi się przezabawna. Ten właśnie osobnik nucił w tonie typowo dla pierwiosnka rytmicznym, ale zaskakująco molowym - melancholijnym i pełnym nostalgii, co w połączeniu dało, według mnie, idealny podkład do rapu. 
(dla zainteresowanych, zwrotka brzmiała mniej więcej: h h fis fis d d cis cis, trzeba zapętlić i można rapować!)

Tutaj, nucąc sobie, przechodzimy do trzcinowiska z potencjałem, które było jednym z kilku mazurskich miejsc, gdzie obserwowałam rybitwy czarne. Zwinność i lekkość rybitw wciąż nie przestała mnie fascynować, więc wpatrywałam się ile mogłam, oczekując szczególnie momentów, kiedy bez ostrzeżenia zawisają w powietrzu i rzucają się w wodę.



Jeśli chodzi o potencjał, nie myliłam się, bo podczas drugiego (zbyt krótkiego) spotkania z rybitwami, z trzcin wyleciał...


Witamy wyczekanego bączka!, spotkanie było pełne emocji, chociaż trwało jakieś dwie szalone sekundy. Bączki to ptaki dla mnie wspaniałe, a najbardziej wspaniałe wydają się ich nienaturalnie i imponująco długie, rozczapierzone łapki. 

Na okazałych badylastych nogach przenieśmy się do domu rodzinnego innych ptaków trzcinowych. Tutaj wychowują się rokitniczki, pełne uroku, jeszcze nieco potargane. Malutkie są ruchliwe, a z tej ich (nieco udawanej) trzcinowej skrytości przebija ciekawość.





Wreszcie pojawiła się mama (\tata), z pokaźnym śniadaniem, o wiele bardziej czujna.



Z tamtego miejsca mogę jeszcze przesłać pozdrowienia od młodego dzięcioła zielonego.





Czas bycia żeglarzem, zarówno tym dumne wyprostowanym za sterem, jak i spoglądającym w panice na zbliżające się za szybko trzcinowiska; dobiegł swojego końca. Pożegnaliśmy się z żaglówką, ciasną łazienką, kolorowymi linami i kapokami, których nie dało się nigdzie zmieścić. 

jednak wciąż mogłam być marynarzem, i mieć tatuaże....

Kanał Ęlbłąski 

Tydzień drugi, część druga, kontynuacja koczowniczego trybu życia na łódce. Życie toczy się leniwiej, kiedy pomykamy przy dźwięku silniczka. Z drugiej strony gdzieś głęboko w nas skrywa się plama na honorze, gdy na silniku mijamy iławskie żaglówki. Pojawiła się jakaś taka chęć wykrzyczenia w stronę tych prężących się na wietrze płócien:
"ej!! to nie tak że my jesteśmy leniwi i nie mamy patentu!!! mieliśmy taką żaglówkę w c z o r a j!! i wiecie co??? żeglowanie szło nam d o s k o n a l e!!"

...

Widoki zmieniły się diametralnie.
Wąskie kanały zasnute mgłą, w ciemnej zieleni, przecina czasem turkusowa smuga.






Z zimorodkami jeszcze zobaczymy się za jakiś czas, teraz płyniemy w stronę przewspaniałego miejsca!
Ale zanim pokażę Wam pełne życia jezioro, trzeba pokonać na drodze kilka przeszkód.

Na Kanale Elbląskim czekały nas atrakcje w postaci pięciu p o c h y l n i. 
Cud techniki.
W krótkim wyjaśnieniu pomoże mi Wikipedia:

Pochylnie tworzą szyny „kolejowe”, po których przetacza się statki na specjalnych platformach (wagonikach). Napędu do przemieszczania platform dostarcza zwykle woda (dzięki różnicy poziomów).

Pomaga też Google Grafika, gdzie ze zdjęć uśmiecha się do nas pełno ludzi sunących w wózkach - na statkach wycieczkowych, mniejszych łódkach, a nawet kajakach. My również postanowiliśmy ruszyć po szynach śladami przeszłości (lata budowy 1844-1860). Chcieliśmy samodzielnie zaznać podróży zabytkiem techniki, pomnikiem historii i jednym z siedmiu cudów Polski w 2007.

Z brzegu cała sytuacja wygląda pewnie bezproblemowo, nieskomplikowanie. Załadunek na platformę łódki i przejażdżka już wcale nie są takie sielankowe. Po uderzeniu w przyrdzewiały gong (na znak, że jesteśmy gotowi), cała konstrukcja ruszyła do przodu, a tory zaczęły mi łudząco przypominać rollercoaster. Chyboczące się koła zaczęły wynurzać się powoli z wody, łapiąc supły glonów. Toczyliśmy się powoli do przodu, a odległość między mną a ziemią znacząco się powiększała. Siedziałam na dziobie i już nabierałam coraz więcej pewności, puszczając poręcz, którą do tej pory kurczowo trzymałam.
jednak w pewnym momencie
straciłam grunt
znalazłam się w nieważkości!
spojrzałam na szyny i koła pode mną
usłyszałam wrzask
(mój)

łódka zwaliła się niespodziewanie na bok

Był to co prawda niewielki przechył, spowodowany budową spodu łódki, ale wyolbrzymiony przez naszą wzmożoną czujność, nutkę strachu i niepewność. Zresztą, grunt osuwajacy się spod nóg nigdy nie jest przyjemnym uczuciem, nawet ten odczuwalny kilka sekund. Szczególnie, kiedy spadasz w kierunku zardzewiałych kół i metalowych szyn. Następnym razem, mimo że wiedziałam czego się spodziewać, przeżyłam to zdarzenie tak samo.

Na pocieszenie powiem Wam, że przy trzeciej pochylni zaczęliśmy wpływać w ten sposób, aby się nie przewrócić. Zawsze towarzyszyła nam odrobina niepokoju, ale więcej niż dwa razy się nie przechyliliśmy.
Takim sposobem przetrwaliśmy wszystkie niebezpieczne (pozornie lub nie) sytuacje. Możemy przejść do części o wiele przyjemniejszej, czyli do zachwytu nad jeziorem,

jakim jest:


Jezioro Drużno!!!

nie, czekajcie, jeszcze raz...


Jezioro Druzno!


Nie mam pojęcia, która nazwa jest prawidłowa, z ż czy z? Czy wierzyć tabliczce informacyjnej, mapie, czy wikipedii? Pogubiłam się...
W tym momencie to chyba nie jest takie istotne, jak te oszałamiające krajobrazy! 






Przypatrzmy się, kto może mieszkać w takich trzcinowych zakamarkach i piętrzących się nenufarach.


łabędzie nieme z łabędziątkami...




łyski (powyżej), głowienki, krzyżówki, krakwy (poniżej)...



czaple białe w zwiewnych sukniach, płaszczach, welonach...






perkozy dwuczube...


właściwie to perkozie przedszkole...



...ze starszakami...


...i zupełnymi maluchami!




zaśpiewała też dziwonia:



pojawiały się i znikały bobry


(chociaż przyznam, że byłam przekonana, że to wydry...)


A na końcu tej gromadki, przestawiam Wam tytułowe, zgrabne, lekkie i zwiewne...


rybitwy białowąse z niezwykle eleganckimi kolorami, popatrzcie na te kontrasty, kolor dzioba, pięknie!





środowiskowo


i w nenufarach



patrzcie jaki badyl!



tutaj cała seria!




i siup


znowu z badylem, pięknego udało się upolować


rybitwy czarne były również obecne, chociaż okazały się tu bardziej nieśmiałe od ciekawskich, skrzeczących, patrolujących teren białowąsych.




a rzeczne pokazały się tylko gdzieś w oddali


Ufff, gdybym mogła, spędziłabym tam o wiele więcej czasu, może zupełnie inne spojrzenie ma się z brzegu obrośniętego trzcinami, może udałoby się nawet podejrzeć jakiegoś bączka? Na pewno, podczas tych dwóch przepłynięć łodzią, pominęłam wiele gatunków.
Niesamowite to miejsce, głośne, tętniące życiem, wszędzie coś się dzieje, nie wiadomo na co patrzeć, emocje są niesamowite! To są chyba moje ulubione ptasie miejsca - bagna, mokradła, trzcinowiska, jeziora, przepełnione wrzaskiem czapli, krzykiem rybitw, świstem skrzydeł kaczek i łabędzi.

Teraz wracamy na spokojne wody.
Jaskółcze rodzeństwo czekające na rodziców.



samica błotniaka stawowego:


A także szybkie spotkanie z pliszką górską.
Zdjęcie osobliwe, ale myślę że widać o co chodzi ;)


Czapla siwa o przenikliwym spojrzeniu


oraz (chyba)brzęczka


Przedzierając się przez kanały, wciąż wypatrując zimorodków, remizów i dziwonii, trafiliśmy do kolejnego rybitwiego królestwa. Tym razem gościliśmy u rybitw czarnych.





Nie zabawiliśmy tu długo, i byłam bardzo, ale to bardzo ostrożna, bo okazało się, że między trzcinami siedzą puchate maluchy.


W pobliżu miejsc lęgowych trzeba zachować s z c z e g ó l n ą  o s t r o ż n o ś ć, nawet jeśli mieści się tuż obok uczęszczanego szlaku, ścieżki, drogi. Najlepiej w ogóle tam nie łazić i nie zaglądać, nie podchodzić, nie podpływać, i nikogo nie niepokoić.
My niestety musieliśmy tamtędy przepłynąć, nie było żadnej innej okrężnej drogi, i zrobiliśmy to tak ostrożnie i delikatnie jak to było możliwe.


Łyskowe maluchy uczą się życia, jeszcze pokryte krwistoczerwonym meszkiem.


Ich małe dziobki podświetlone przez słońce również wydają się ogniste.




Podczas dalszej podróży zaskoczyły mnie gęsiówki egipskie, nie mam pojęcia jak ta para się tam znalazła? Czy powinnam gdzieś tę obserwację zgłosić (np na policję?)?





Zakończmy powrotem do   k l e j n o t u   w ó d   P o l s k i c h (podobno trzeba tak napisać o zimorodku przynajmniej raz w poście). Pozachwycajmy się chwilę jego kolorami na tle ciemnej zieleni.




Ukłon typowy dla zimorodka, z podniesionym ogonem:








och jaki turkus


Bardzo dziękuję Wam za dotrwanie do końca, ilość zdjęć była naprawdę imponująca. Mam nadzieję, że też urzekły Was rybitwy, chociaż ich zwinne papierowe ruchy najlepiej obserwować na żywo. 
W zanadrzu mam jeszcze kilka wakacyjnych fotograficznych historii, jeśli chcecie być na bieżąco, można zapisać się na mailowego newslettera :)

Trzymajcie się, dajcie znać co sądzicie, pozdrawiam cieplutko

Komentarze

  1. Zazdroszczę takich wakacji wśród wód i ptaków. Chyba najbardziej zazdroszczę wielu spotkań z "Klejnotem Wód Polskich". Choć to rybitwy czarnej i bączka nie widziałem jeszcze na żywo. Ale spotkanie z zimorodkiem zawsze wywołuje u mnie dreszcz emocji.

    Nie wiem czy zauważyłaś, że wrzucone zdjęcia mają po kilkanaście megabajtów i gigantyczne rozdzielczości. Oglądanie na komórce się nie udało, a komputer stacjonarny też zaczął "klękać". ;-) Proponuję trochę je pozmniejszać.

    Choć dzięki temu, że zdjęcia nie są pozbawione EXIF, dowiedziałem się, czym można robić takie fajne fotki. ;-)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!! Trzymam kciuki za spotkanie z zimkiem, może można je usłyszeć nad najbliższą mniejszą rzeką?
      Dzięki za uwagę, zdjęcia już pozmniejszałam (tym razem, jak się okazało, blogger zmienił trochę swoje funkcjonowanie).
      Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Czapki z głów za zdjęcia i opis, jestem oczarowana. Żeglowanie, jeziora i ptaki to chyba najlepsza definicja wolności, też bym tak chciała (baaardzo), może kiedyś :). Również uwielbiam białowąse, biorąc pod uwagę wygląd postawiłabym je chyba najwyżej spośród wszystkich polskich rybitw. Zdjęcia całej reszty także zachwycające, nie mniej jak zdjęcia krajobrazowe - cuda na tych Mazurach :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!! Białowąse mają w sobie coś szczególnego i eleganckiego, u mnie też stoją bardzo wysoko w rankingu. Nie wiem jeszcze na którym miejscu umieścić białoczelną, bardzo chciałabym ją zobaczyć.
      Żeglowanie i ptaki to rzeczywiście wspaniałe połączenie, też Ci tego życzę.
      :)

      Usuń
  3. piękne foty rybitw, świetna ta seria na tle ciemnych chmur, podziwiam bardzo. Wspaniali znajomi i zazdraszczam, że tyle czasu mogłaś z nimi spokojnie przebywać. Co za bogactwo i różnorodność!! Gratuluję opanowania trudnej sztuki sterowania i oczywiście przekażę też wszystkim możliwym, że żeglowanie szło Wam doskonale (!!). Piękna kraina, dobrze się tam przenieść razem z Tobą w tym poście!! Świetne są te czaple, niestety znowu nie udało się nic ukraść, są tu jakieś dziwne zabezpieczenia :<<
    Achhh i te zimki.. czadczadczad!
    Ściskam bardzo i pozdrawiam, czekam na kolejne wpisy z niecierpliwością.
    kc (kocham Cię)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo Ci dziękuję i cieszy mnie, że podobają Ci się moje fotki!! Mam nadzieję, że będę miała okazję zapoznać Cię z moimi znajomymi. Zresztą z zimkiem już zdążyliśmy się zobaczyć.
      (Ostrzegam przed kradzieżą, do złodziei przychodzą potem dziwne maile...)
      Dziękuje, pozdrawiam serdecznie i ściskam, kc!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku

małe niebieskie słowiki