biebrza (sen)
(Utońmy odrobinę w mojej narracyjnej próbie oniryzmu i zniknijmy w lecie)
Nie był to wyjazd pełen niesamowitych ornitologicznych obserwacji. Nie będzie ujęć wodniczek, derkaczy, ani nawet skrawka łosia.
Będą sny, zachody oraz niedosłowne wschody, trochę zieleni i nieostrości.
To czas tak bardzo przesiąknięty latem, jak tylko to sobie można wyobrazić. Zanurzmy się we własnych esencjach ciepła. W zapachach upalnych wieczorów, kolorach zachodu, chłodnej wodzie rzeki z nenufarami. W smugach, które późnym wieczorem oplatają pola.
Poświęćmy chwilę na jaskółki frunące przy wodzie, przeplatające się dymówki i brzegówki.
I na czaple białe, które nie tak źle wyglądają na tle chmur.
Doceńmy bociany. Są tu naprawdę wszędzie, klekoczą z gniazd w ciągu dnia, w nocy zerkają zaspane z góry, przyczajone na latarniach. Łażą stadkami za traktorem, wystawiając głowy znad pagórków. Kroczą dumnie między krowami, nawet zmoknięte podczas deszczu. Pośpiesznie (ale wciąż z gracją) oddalają się, zaskoczone, gdy widzą nas wcześniej, niż my je.
Obserwujmy stada szpaków lub żurawi, na tle tych kłębiastych i daleko ogromnych obłoków.
(Padało.)
Tutaj już bardziej skryte.
Nie był to wyjazd pełen niesamowitych ornitologicznych obserwacji. Nie będzie ujęć wodniczek, derkaczy, ani nawet skrawka łosia.
Będą sny, zachody oraz niedosłowne wschody, trochę zieleni i nieostrości.
To czas tak bardzo przesiąknięty latem, jak tylko to sobie można wyobrazić. Zanurzmy się we własnych esencjach ciepła. W zapachach upalnych wieczorów, kolorach zachodu, chłodnej wodzie rzeki z nenufarami. W smugach, które późnym wieczorem oplatają pola.
Co za miękkość.
Wiele razy przychodziliśmy tu, aby na nowo złapać zamglenie. Umykało nam, zastaliśmy tylko wędkarzy, kaszlących kajakarzy i zbyt odległe odgłosy wąsatek.
Wszystko tak delikatne, ciche, na granicy percepcji.
Dniami letnie słońce pozostawia mocne kolory, oświetla wyraźnie kłębiaste chmury. Tutaj śnimy o rycykach, które same podchodzą pod nogi.
I na czaple białe, które nie tak źle wyglądają na tle chmur.
Zwróćmy uwagę na pliszki, z których choć jedna mogłaby być cytrynowa.
Ta nie jest.
Patrzmy z fascynacją i ułamkiem cichego przerażenia, jak zmierzają wprost na nas stadka krów.
Doceńmy bociany. Są tu naprawdę wszędzie, klekoczą z gniazd w ciągu dnia, w nocy zerkają zaspane z góry, przyczajone na latarniach. Łażą stadkami za traktorem, wystawiając głowy znad pagórków. Kroczą dumnie między krowami, nawet zmoknięte podczas deszczu. Pośpiesznie (ale wciąż z gracją) oddalają się, zaskoczone, gdy widzą nas wcześniej, niż my je.
Tutaj był traktor, kierowca traktora, bociany i my przyczajeni na środku drogi.
...
Wieczorami
godzinami obserwujmy chmury zmieniające kształty, każda w swoim tempie, każda na innym poziomie.
Są te bryłowate, ogromne, ociężałe, sprawiające wrażenie stałych,
jak i te lekkie, ekspresyjne, rozproszone, sprute strzępki waty.
Chmury, które czasem zamykają się nad nami, odcinając promienie i zachowując zachody słońca dla siebie.
(Tworzą wtedy powierzchnię ociężałego oceanu, na dnie którego jesteśmy.)
(autorem dwóch poniższych jest Anton, dzięki za użyczenie)
Noce niech spowija dźwięk świerszczy, mogą być nawet bezgwiezdne i zachmurzone.
...
Zachwyćmy się niebem, ujmująco granatowym, które styka się z intensywną zielenią. Nienaturalny obraz, wszystko ciemne, ociężałe.
(- Myślisz, że będzie padać?
- Tak.)
(Padało.)
Czujecie tą zieleń? Tak wygląda z wieży widokowej, podczas niepewnego deszczu.
Gdy remizy odważą się odezwać, wypatrujmy poruszających się trzcin, bynajmniej nie samoistnie.
A to rokitniczki, które na jedynie krótki moment ukazały się należycie, mimo że staliśmy kajakiem pod trzcinami przez naprawdę długi czas.
Tutaj już bardziej skryte.
Czubatki, które przewinęły się gdy jechaliśmy rowerem.
W tych miejscach, poniżej, na bagnie Ławki, naprawdę nie było ani skrawka łosia. A spędziliśmy naprawdę dużo czasu na wieży widokowej.
Przeczekaliśmy wielu turystów, którzy przychodzili, wypatrywali z nadzieją, schodzili.
Czytaliśmy wszystkie zapisane na jej konstrukcji poematy i wyznania -
wszystkie poszukiwania i odnalezienia.
(Moglibyśmy tak czekać wieki)
Ona zamiast wodniczki.
Na Długiej Luce odezwała się tylko jedna prawdziwa wodniczka, z oddali, niepewnie.
...
Wróćmy wieczorem rowerami, właściwie już w nocy, po ciemku, z jedną przednią i jedną tylną latarką.
...
Tutaj spuszczę kurtynę milczenia, utkaną z delikatnych, miejscami błyszczących nici.
Piękna fotografia... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuję, bardzo mi miło! :)
UsuńAle ty robisz wspaniałe zdjęcia... do tego są okraszone tym cudownym komentarzem, no miód dla oczu i uszu... Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję za tak miły komentarz! cieszę się, że dobrze się czyta :)
Usuńtrudno wrócić do rzeczywistości po takim śnie. Piękne wszystko o czym piszesz, piękny czas, najlepszy. Dziękuję. Cieszę się, że to napisałaś.
OdpowiedzUsuńpozdr i śnijmy dalej
śnijmy dalej, na szczęście nie trzeba się budzić
Usuńsny się wciąż dziejąą
dziękuję również!
pzdr srdcz
Bardzo przyjemnie się czyta i ogląda, jest w tych tekstach i zdjęciach jakaś przyjemna lekkość i prawdziwość :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Tak właśnie wspominam ten wyjazd, z lekkością i nostalgią, cieszę się że udało się to uchwycić.
Usuń