Toruński konkurs fotograficzny

Witajcie!
Tym razem obiecany post o Toruniu. Na początku chciałam Wam bardzo podziękować za wsparcie i głosy w głosowaniu internetowym :))
Dzięki temu zajęłam (uwaga fanfary proszę) II miejsce!

Jak już wiecie, we wrześniu postanowiłam spróbować swoich sił i wysłać prace na konkurs fotograficzny organizowany przez stowarzyszenie Tilia z Torunia. 
Konkurs składał się z kilku etapów. W pierwszym jury dokonało oceny nadesłanych prac i wybierało dwadzieścia najlepszych – po dziesięć w dwóch kategoriach wiekowych. Później najlepsze zdjęcia zostały umieszczone na stronie internetowej, a ostateczne wyniki zależały od ilości głosów internautów. Na końcu wszyscy autorzy wybranych dwudziestu zdjęć zapraszani byli na warsztaty fotograficzne w Toruniu.

W październiku zadzwoniła do mnie pewna pani. Z początku nie odebrałam telefonu, bo mam wiecznie wyciszony dźwięk, ale potem podjęłam odważną decyzję i zdecydowałam się oddzwonić. Była to jedna z organizatorek konkursu, która chciała mnie poinformować, że moje zdjęcie zakwalifikowało się do głosowania internetowego, tym samym zostaję zaproszona na warsztaty. Zaraz, co?

O dziwo okazało się że to nie była pomyłka. Już zaznaczyłam sobie datę w kalendarzu - plener wypadał na 9, 10 i 11 października. Zarezerwowano miejsca dla mnie i dla mamy w ośrodku, który znajdował się w środku lasu. Zapowiadało się naprawdę ciekawie.

Zaplanowałyśmy podróż pociągami z przesiadką. Ustaliłyśmy, że najpierw pojedziemy do Poznania, a potem dopiero do Torunia. Rano udałyśmy się na wrocławski dworzec i bez problemu znalazłyśmy nasz przedział. Godzinna podróż minęła bez problemów, byłam zajęta wyglądaniem przez okno i czytaniem „Króla Edypa”.
Dalsza część była trochę ciekawsza. Drugi pociąg różnił się od pierwszego – był mniej wygodny, ale nie stanowiło to dużej przeszkody w funkcjonowaniu. Trafiłyśmy w przedziale na ciekawych współpodróżników. Ja i mama cisnęłyśmy się po obu stronach okna, a obok nas usiadła pani i pan. Małżeństwo wyglądało dość osobliwie, bo o ile pan był chudy i drobny, to jego wybranka była zupełnym przeciwieństwem. Po ich zachowaniu można wnioskować, że nie byli przyzwyczajeni do takich warunków. Pani bardzo boleśnie odczuwała skutki wysokiej temperatury, jaka panowała w wagonie. Najpierw wyżaliła się mężowi, a potem obdzwoniła znajomych, aby poinformować o tym skandalu. W pewnym momencie było jej tak gorąco, że ściągnęła buty i położyła stopy na kolanach męża, obok którego siedziałam ja.
Jeszcze nie widziałam takich skarpetek. W połowie wyglądały jak rajstopy - były cienkie o kolorze skóry, w innej części natomiast zdobione były kolorowymi kwiatkami. Miałam naprawdę dużo czasu żeby im się dokładnie przyjrzeć…
Na szczęście po kilkunastu minutach pani nie wytrzymała i postanowiła przenieść się do wagonu wyższej klasy. Wzięła swoje walizki i ciągnąc za sobą męża donośnie zamknęła drzwi przedziału.

Z dworca jakimś cudem udało nam się dostać do centrum Torunia. Chciałyśmy pozwiedzać miasto przez kilka godzin, a potem udać się do autobusu – dokładnie tak jak nas poinstruowała pani, która do mnie dzwoniła.

Toruński grzywacz
Toruń jest naprawdę piękny. Zdążyłyśmy zwiedzić dużą część rynku przez ten czas. Byłyśmy w kawiarni i jadłyśmy prawdziwe toruńskie pierniki. Dodatkowo zatrzymałyśmy się w kilku sklepach i do domu przyjechałam z nową apaszką w liski.


Wstrzymał Słońce, ruszył kawkę

Autobusem dojechałyśmy do Osady Leśnej na Barbarce. Przydzielono mnie do pokoju z dziewczyną w moim wieku – Wiktorią z Częstochowy, która też była z mamą. Dogadywałyśmy się bez problemów :)

Wieczorem jeszcze tego samego dnia czekał na nas wykład - prowadzili go doświadczeni fotografowie przyrody. Kiedy już wszyscy zeszli się do małej sali w ośrodku okazało się, że wiele osób tak naprawdę nie miało wcześniej styczności z fotografią. Autorzy zdjęć wyróżnionych przez jury w większości nie mogli przyjechać i na ich miejsce dobrano innych uczestników. W związku z tym musieliśmy zacząć zajęcia od podstaw fotografii.

Następnego dnia dość wcześniej rano udaliśmy się w plener. Tak, rano to dobre określenie – wstaliśmy około 5:30, a o 6:00 byliśmy już na miejscu. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie w środku lasu. Było jeszcze ciemno i bardzo zimno, a na liściach pojawił się poranny przymrozek.


Po porannych przygodach udaliśmy się na śniadanie, a potem czekała nas dalsza część wykładu, którego nie skończyliśmy ostatnio. Przed obiadem kontynuowaliśmy część praktyczną zajęć – mogliśmy pochodzić z aparatem po otaczającym nas lesie. Dodatkowo panowie, którzy prowadzili wykłady pożyczali swój sprzęt. Mieli naprawdę dużo fotograficznych gadżetów i ciekawych dodatków, które mogliśmy wypróbować. Od jakiegoś czasu szukam dla siebie nowego obiektywu, bo niestety mój stary zaczyna szwankować, więc cieszę się, że mogłam zobaczyć jak pracuje się z innymi. Przy okazji spróbowałam swoich sił z aparatem do zdjęć makro.

Przeszłam się z mamą po lesie i spotkałam sporo ptaków. Były to głównie kowaliki, rudziki i dzięcioły duże, czyli typowi mieszkańcy zadrzewień. Co jakiś czas jednak odzywał się dzięcioł czarny. Udało mi się go wypatrzeć kilka razy. 
Ciekawe były też kowaliki i rudziki. Przyzwyczaiły się już trochę do obecności ludzi, więc nie bały się mnie tak jak inne ptaki. Zrobiłam im sporo zdjęć i kilka z nich było udanych. A dzięki dzięciołom dużym zyskałam kilka nowych piór do mojej kolekcji :)


Pod koniec dnia czekało nas omówienie zdjęć, które wykonaliśmy podczas warsztatów. Mieliśmy przygotować siedem najlepszych i wysłać je do komputera panów prowadzących zajęcia. Każda praca była wyświetlana na rzutniku i oceniana.
Akurat złożyło się tak, że wszystkie siedem zdjęć wybranych przeze mnie przedstawiały ptaki. Niestety nie są tak wybitne jak bym chciała, nie zdążyłam się bardziej postarać. Najważniejsze, że fotografowie mówili o nich pozytywnie :)

A oto mój skromny zestaw (+ jeszcze kowalik powyżej):





Ostatniego dnia, w niedzielę, miało nastąpić podsumowanie konkursu fotograficznego i rozdanie nagród. Odbyło się to na dworze, zamontowano prowizoryczną scenę i wynajęto zespół grający ludowe melodie. Przyjechała nawet telewizja – TVP Bydgoszcz. Obok sceny stała wystawa dwudziestu wyróżnionych zdjęć. Wśród nich było moje, które całkiem nieźle prezentowało się na większym formacie.

Nastąpiło rozdanie nagród. Wyniki nie były znane wcześniej, ponieważ nigdzie nie było informacji o ilości zdobytych głosów w Internecie. Pierwsze miejsce zajął nieco starszy ode mnie chłopak z Wrocławia, który nie przyjechał na warsztaty. Był autorem zdjęcia robaczka na tle zachodu słońca - jeśli mu się nie przyglądaliście, to możecie to zrobić teraz:
http://www.ekomultikonkurs.pl/typo3temp/pics/87d86d6f9f.jpg

A drugie miejsce zajęłam… ja. Szczerze nie spodziewałam się tego. Poszłam odebrać nagrody mając w głowie milion myśli na minutę :)

Jeśli chcecie poznać szczegółowo wyniki, wszystkie informacje i zdjęcia znajdziecie na stronie konkursu:
http://www.ekomultikonkurs.pl/

Kilkanaście minut później zobaczyłam, że pomiędzy ludźmi krąży TVP Bydgoszcz. Wcisnęłam mamie do ręki moje nagrody i poszłam szybko się schować. Panowie podeszli do nas zanim zdążyłam się oddalić.
„O, widzę że pani coś wygrała”
„To nie ja, to córka” – powiedziała mama wskazując na mnie.
Mamo!
Właśnie wtedy mnie dorwali. Miałam stanąć przed moim zdjęciem na wystawie i opowiedzieć o okolicznościach, w jakich zostało zrobione.

A to ja w blasku fleszy
Do domu wróciłyśmy samochodem z tatą i bratem, więc podróż przebiegła bez większych komplikacji. Muszę stwierdzić, że warsztaty były udane, poznałam ciekawych ludzi i wróciłam z kilkoma dobrymi zdjęciami. :)

Szczęśliwe zdjęcie :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku

małe niebieskie słowiki