Czerwcowa wyprawa do Chrząstawy

Witajcie :)
Własnie rozpoczęły się wakacje, a ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. Może dlatego, że czeka mnie jeszcze długa droga rekrutacji do liceum...
Ale przecież zawsze znajdzie się trochę czasu na ptaki :)

Czwartego czerwca przypadł termin naszego ostatniego ptakoliczenia w Chrząstawie. Szkoda mi tego trochę, ale przecież mogę tam przyjechać kiedy indziej i poobserwować bez ograniczeń :)

Rano, jeszcze przed wyjazdem, słyszałam kukułkę za oknem - jak zwykle o tej porze. Po chwili jednak wyjrzałam przez okno, bo wydawało mi się... no tak, usiadła na brzozie tuż za ścianą domu :) Bardzo miło z jej (a właściwie z jego) strony, bo nie mam jeszcze w miarę dobrego zdjęcia kukułki. Musiałam tylko trochę się wygiąć (bo okno mam z drugiej strony) i ostrożnie je uchylić, żeby ptak się nie spłoszył. O dziwo udało się, kukułka niczego nie zauważyła. 
Cóż, mogło być lepiej gdyby nie mgła i to, że w tej dziwnej pozycji miałam niestabilną rękę, ale jakoś się udało i zdjęcie chyba zaraz powędruje do fotoatlasu :)


Chwilę później pojechałyśmy do Chrząstawy i wyruszyłyśmy w drogę przedzierając się przez mgłę i mrużąc oczy od światła poranka. Usłyszałyśmy w krzakach łozówki, świerszczaki, pokazało nam się też kilka cierniówek i phylloscopusów.

Udałyśmy się wreszcie w stronę lasu, a po chwili usłyszałyśmy w oddali... dudki. Niestety przebywały pewnie poza kwadratem i postanowiłyśmy nie tracić czasu. Szłyśmy więc do przodu pływając w morzu nawłoci i innych chaszczy, a później dzielnie przedzierając się przez pola pełne traw i typowych polnych kwiatów, gdy spod nóg wyleciała nam kuropatwa. Nie zdążyłam jej uchwycić, bo obie krzyknęłyśmy z zaskoczenia. Postanowiłyśmy nie męczyć biedaczki i poszłyśmy dalej, wciąż w szoku, kiedy tamta znowu wyfrunęła nam spod nóg, lecąc w stronę jakiegoś domu. Zawału serca można dostać normalnie. Ale tym razem udało mi się wykonać względnie dobre ujęcie:


I tak sobie błądziłyśmy po laskach i polach wypatrując gąsiorków (liczyły się na listę), a tu... nic. Ktoś powiedział wcześniej, że jak mamy tereny pod gąsiorka to można jarzębatek wypatrywać, ale to już abstrakcja. 
Także szłyśmy dalej.
Na skraju lasu znowu jakieś łozówkitrznadel. A w samym lesie oprócz czubatek, świergotków, pełzaczy, modraszek, strzyżyków, zięb i dzięciołów dużych z młodymi popiskującymi w dziuplach był dzięcioł czarny, chyba ten sam co zawsze. Tym razem przeleciał manewrując zwinnie między drzewami tuż nad naszymi głowami. 

Zdradziecki trznadel

Zobaczyłyśmy grupkę kowalików uwijającą się wokół koron drzew i wtedy powiedziałam "W sumie to by mi się przydało porządnie zdjęcie kowalika."
Chwilę później patrzę - rodzinka kowalików ćwierka sobie kilka drzew dalej, prawie na wysokości oczu. Koncert życzeń normalnie. Przydałoby się jeszcze, żeby usiadły w bardziej oświetlonym miejscu... dobra, już nie marudzę.



I wychodzimy znowu na pola. 
W oddali słychać turrr, turrr...
Jest turkawka. Widzimy ją, na czubku. A później znowu dźwięk, z innego miejsca. A później jeszcze z innego. Ludzie, ile ich tam jest?
Cóż, okazało się, że dużo. Szczerze mówić to nawet nie pamiętam ile, może 4, może 5? 

"Poszłybyśmy zobaczyć te dudki może? Na pewno gdzieś tam są."
No nie oprzemy się pokusie, więc wracamy. Przedzieramy się przez krzaki z łozówkami (dużo ich się w tej Chrząstawie kręci...) i udało mi się jedną złapać w widocznym miejscu.


Mam nadzieję, że cokolwiek widać na tym zdjęciu :) Ale to wyjątkowo skryte i ruchliwe ptaki...

Przeczesujemy gąsiorkowe pola, bo jakieś ptaki tam muszą być. A tamten na czubku uschniętego drzewa? To srokosz. Stary kolega. 
"A takie małe na krzaku z tyłu to co?"
"Które?"
Patrzę na zdjęcie, jakieś czerwone oko ma.
Tak się trochę zdziwiłam, bo do głowy tylko pokrzewka aksamitna przychodzi. Ale ten fakt pomińmy, bo to by był ewenement. ;)
A ptak to tylko jarzębatka.

Zaraz, co?
Tak, właśnie jarzębatka, ta abstrakcja i absurd kilka godzin wcześniej. 
Latała sobie w te i wewte tak normalnie jak jakiś normalny ptak. Nuciła jakąś nieokreśloną melodię.
A my byśmy ją przeoczyły.




Ludzie, to rzeczywiście był koncert życzeń.
Jeszcze tylko brakowało, żebyśmy tego dudka zobaczyły i sfotografowały.
A tam dudka, całą dudkową rodzinę!

No i nie uwierzycie co było potem :)
Cała dudkowa rodzina.

W taki dzień to trzeba po prostu mieć szczęście. Anomalia. 4 dudki. Porządnie widziane, porządnie sfotografowane.


A teraz, uwaga, fanfary proszę!
To zdjęcie wygrało plebiscyt na najlepszą fotografię w tym poście i nawet dostało białą ramkę. 
Cóż, jestem zadowolona :) 

Szczęśliwe z tych niezwykłych obserwacji przeczesałyśmy jeszcze pola, na których siedziały kląskawki, pokląskwy i potrzosy
Uff, w końcu możemy odetchnąć po tym dniu pełnym wrażeń.


To wszystko na dziś. Koncert życzeń dobiegł końca. Chrząstawa pożegnała nas porzadnie i na pewno nieprędko o niej zapomnimy. Ciekawe czy uda nam się zaobserwować tyle ptaków, kiedy odwiedzimy ją kolejny raz?

Pozdrawiam :) Emalia


Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Niewątpliwie ☺
      Dzięki za komentarz, pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku

małe niebieskie słowiki