Kochaj Mazury!

Witajcie :)

Kilka tygodni temu wyjechałam na siedem dni do Krainy Wielkich Jezior i jakoś tak się złożyło, że jeszcze o tym nie napisałam. Właśnie teraz nadrabiam zaległości. :) Przepraszam, że relacja jest tak mało barwna, ale niestety nie pamiętam już wszystkiego dokładnie. Poza tym postanowiłam się specjalnie nie rozpisywać, bo post byłby straaasznie długi i nikomu nie chciałoby się tego czytać.

Podróżowaliśmy w małej łódce, tam też spaliśmy i ogólnie sobie żyliśmy. Codziennie zatrzymywaliśmy się w innym miejscu i takim sposobem zwiedziliśmy większą część Wielkich Jezior Mazurskich.
Niestety, nie mogliśmy dostać się wszędzie. Powód - jeziorka, na których przebywały ptaki rzadsze niż zwykle, czyli na przykład Łuknajno i Dobskie, były chronione tak zwaną strefą ciszy - tylko nieliczni mogli tam wpłynąć.
Zrezygnowana takim obrotem sprawy, obserwowałam jeziora, może coś zobaczę?
Ale wtedy się ocknęłam. No tak, wiedziałam, że o czymś zapomniałam! Nie wzięłam lornetki.
Jakoś sobie bez niej poradziłam, wykorzystując aparat. Ostatecznie dało radę.

Pierwszego dnia zatrzymaliśmy się w małym porcie. Było tam bardzo niewiele poza drewnianą kładką i toaletą. Raz pojawił się trzmielojad, co jakiś czas podpływały do nas bardzo blisko łyski i żarłoczne, żerujące na turystach, wyjątkowo niepłochliwe rodzinki łabędzi niemych. Robiąc im zdjęcia starałam się żeby wyszły bardziej... hmm, malowniczo, niż przedstawiają się w rzeczywistości ;)



Drugiego dnia udało nam się dotrzeć aż do Giżycka. Wyruszyliśmy rano, co sprzyjało ptakom. W krzakach wypatrzyłam rzucającą się w oczy czaplę białą. Udało nam się dość blisko do niej podpłynąć.


Co jakiś czas na mało malowniczych bojach przysiadały mewy srebrzyste i rybitwy rzeczne.


A bardzo blisko portu zaobserwowałam kormorana.


W samym Giżycku nie było wiele ptactwa. Z dachów wszelkich zabudowań darły się mewy, na ziemi natomiast kręciły się liczne stada kawek. Taki standard miasta nad morzem/jeziorem. ;)



Koło naszej łódki, już w porcie, żerowały łyski razem z krzyżówkami. Głównie czatowały na pokarm podrzucany przez ludzi, ale czasami udawało im się coś wyskubać z wody.



Następnego dnia pożegnaliśmy Giżycko i udaliśmy się w dalszą podróż. Po drodze udało mi się wypatrzyć kilka kluczy kormoranów oraz główny symbol Mazur - bociana białego.




Przepływaliśmy obok małej zatoczki, w której w zeszłym roku pojawiały się licznie rybitwy czarne. W tym roku nie było prawie nic. Oprócz pojedynczych rybitw rzecznych (o których wspominałam wcześniej): (a) białe kropki czyli łabędzie nieme, często z całymi rodzinkami (b) czarne paski wskazujące na perkozy dwuczube, (c) wystające z szuwarów łebki czapli siwych oraz (d) jeszcze inne dziwne kropki, które po przybliżeniu okazały się głowienkami.






Dotarliśmy szczęśliwie do Mikołajek ale tam oczywiście ten sam zestaw co w Giżycku. Do tego zaczęło potwornie lać, ale tak naprawdę potwornie. To był bardzo dziwny deszcz, zaczął się zupełnie nagle i niespodziewanie. Podczas pobytu w restauracji poszłam na chwilę do lokalu, a kiedy wróciłam do stolika padało jakby ktoś wylewał na nas wielkie wiadra wody.
Wkrótce trochę przestało więc wróciliśmy do łódki, ale później znowu się zaczęło.
W Mikołajkach zaskoczyła nas jeszcze jedno zjawisko - w wodzie roiło się od martwych ryb :< Było ich naprawdę sporo, co oczywiście niosło odpowiedni zapach. Pan, który tam zamieszkuje, poinformował nas, że to przez nagrzaną wodę - słabsze osobniki nie poradziły sobie w takich gorących warunkach, tym bardziej że chyba były skądś sprowadzane.

Rano, zniechęceni tym przykrym widokiem i wonią, wyruszyliśmy w dalszą podróż. Oprócz trójpaku mewy-rybitwy-kormorany zaintrygowało mnie dość liczne stado czapli białych.






Mewy jak zwykle były wszędzie, ale nie znaczy że było nudno. Czasami można było poobserwować pościgi i kłótnie, zupełnie jak na filmie. Muszę przyznać, że to nawet lepsze niż telewizja, bo jakość obrazu jest lepsza i oczywiście wrażenia.
Co ja gadam? Jak można porównywać te rzeczy?


Nocowaliśmy w małej przystani na półwyspie, wieczorem rozpaliliśmy ognisko. Był też czas żeby przejść się po okolicznych terenach - lesie i polu. W lesie rezydował dzięcioł duży, na polach śpiewały pokląskwy. Jedna z nich usiadła bardzo blisko mnie (niestety po kilku sekundach zdała sobie z tego sprawę i uciekła).


Podczas podróży powrotnej los sprawił mi miłą niespodziankę. Zobaczyłam gągoły, kilka razy małe - 2-, 3- stadka przeleciały obok nad wodą :) Wcześniej wydawało mi się że widzę coś podobnego, ale wolałam nie oznaczać bez pewności. 
Czasami warto poczekać, przypuszczenia potwierdziły się. 



Mam nadzieję, że też ptasio spędziliście wakacje :) Pozdrawiam, ja,

PS Kochajcie Mazury!


Komentarze

  1. No to widzę że wyprawa była owocna i już żałuję, że nie miałam okazji odwiedzić tej krainy dzikiej przyrody. Zazdroszczę tych czapli białych, gągołów i pokląskwy. Wspaniała relacja i bardzo zachęcająca do odwiedzin dla każdego miłośnika ptaków, Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) dziękuję za kolejny miły komentarz. Na Mazurach jednak polecam bardziej ptasie tereny, np. Łuknajno.
      Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki :)

      Usuń
  2. Super:) Nie było ptaków z obrączkami?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne miejsce, nic tylko rozkoszować się widokami. Ładne masz zdjęcia :-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny wpis i super zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D dziękuję za wejście na bloga i miły komentarz! pozdrawiam!

      Usuń
  5. Super post.Kocham mazury.MOJE MAZURY KOCHANE ! Prowadzę o nich bloga.
    http://sladprzyrody.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku

Norwegia!... (część trzecia)

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

małe niebieskie słowiki

Czerwcowa wyprawa do Chrząstawy