Chorwacja, tydzień pierwszy

Zdjęcia uzupełnione! :)

W chwili, kiedy to piszę (25.08, godzina 8:30) leje jak z cebra i jest burza, więc postanowiłam nadrobić trochę zaległości (nie będę potem męczyć Was dłuuugim wpisem) i opisać pierwszy tydzień pobytu w Chorwacji.

Od 17 do 23 sierpnia mieszkaliśmy sobie w małym miasteczku o wdzięcznej nazwie Srima ;)
Plaża blisko, chociaż widoku na morze nie mieliśmy.
W wodzie był ogrom tak zwanych "kiełbas", czyli (jak później wyłapałam w internecie) ogórków morskich.
Tych ogórków bardzo nie lubię, są duże i wyglądają okropnie. ;)
Muszelek tam nie było w ogóle, rybek też w sumie niewiele. Niemiłe zaskoczenie.

Niedaleko Srimy znajdowało się większe miasto, Vodice, do którego codziennie chodziliśmy żeby zjeść obiad i jakieś lody.
Kilka fotografii z Vodic:


Żółta modliszka

Tam było pełno jaszczurek!



Zabawa z bokeh ;)

Widokówki




Po drodze do owego miasteczka miałam okazję obserwować niezliczoną ilość niepłochliwych turkawek, co było dla mnie kolejną niespodzianką, ale tym razem miłą :)
Oprócz tego jeszcze zięby, kosy, mewy romańskie i śmieszki, czyli można powiedzieć standard (przynajmniej dla Chorwacji).







Byłam zdziwiona, kiedy przejeżdżając samochodem przez góry porośnięte krzewami nie zobaczyłam dotąd an jednego ptaka! Ale... (UWAGA, SPOJLER) to się niedługo zmieni... ;)

W jakiejś gazetce o Vodicach zauważyłam informację o  "sokolarskim centrum", czy jakoś tam po chorwacku. Koniecznie musiałam się tam wybrać, tym bardziej, że to niedaleko :)
21 sierpnia pojechaliśmy tam.
Po drodze stanęliśmy w korku i miałam okazję przyjrzeć się widokom. A tutaj, dość blisko nas siedziała sobie dzierzba rudogłowa. Niestety, kiedy wyciągnęłam aparat nie mogłam ustawić ostrości, bo samochód ruszył. Ale jakieś dokumentacyjne zdjęcie mam.

Co prawda jakość do kitu (lekko mówiąc...), ale rudy łepek jest

Kiedy się wchodziło do centrum sokolnictwa, można było zobaczyć puchacza, myszołowa, myszołowa rdzawosternego i kilka innych, których nazw niestety nie pamiętam. Mój młodszy brat siedział cały czas przy sowie i ja oglądał, tak mu się spodobała.
Potem zaczął się pokaz. Najpierw pan przyniósł puchacza. Dużo o nim opowiadał i pokazywał. No ale jego nie mogliśmy dotknąć. To by było zbyt piękne ;)
Później zobaczyliśmy myszołowa rdzawosternego. Najpierw pan opowiadał o nim, tak jak o sowie, a potem każdy mógł go wziąć go na rękę i pomiziać noskiem o jego dzióbek :) Przeżycie niesamowite.


Komentarze

  1. Jak pokarzą się zdjęcia, zajrzę ponownie :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne klimatyczne zdjęcia, czekam na drugą część i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku

Norwegia!... (część trzecia)

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

małe niebieskie słowiki

Czerwcowa wyprawa do Chrząstawy