(chyba część pierwsza, bo pewnie wyjdzie kobyła) Zawartość: dużo miedzianych widoczków, ptaki ze słowem "kanaryjski" w nazwie, czasem jakiś wulkan. Cześć! Pozwoliłam sobie tutaj na mały throwback - wracam do wpisu, który czeka zaległy od wakacji. Wystawiłam go trochę na odczekanie, aby dojrzał i nabrał odrobinę więcej polotu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi taki przeskok czasowy. Będzie to dość obszerny post ze względu na duuużą ilość zdjęć - zdjęć, które wciąż zalegają mi w szufladzie, a ja czuję, że historie stojące za każdym z nich muszą zostać opowiedziane. (Niektóre są nawet całkiem może ciekawe.)
Witajcie! Przepraszam was za tą dość długą przerwę w pisaniu, ale właśnie wróciłam z obozu wędrownego w Pieninach (było świetnie!) i pobytu w Chorwacji. Na pewno niedługo zamieszczę kilka zdjęć z wyjazdu :) ... Kontynuując moją norweską historię - mniej więcej tutaj docieramy do momentu, kiedy to wraz z moimi współtowarzyszami postanawiamy zwiedzić wyspę Runde. No dobra, ja postanawiam. I robię wszystko, żeby reszta się zgodziła.
Wrześniowy Bałtyk. Absolutnie najpiękniej jest wtedy, gdy na piaskowej łasze rozlewa się cienka warstwa morskiej wody. Wtedy jakby lekko muska piasek, a na matową plażę wlewa się słońce. Piaskowce dreptają po brzegu, jakby biegały po lustrzanej tafli. Ich jasność, miękkość podwiewanych białych piórek pięknie współgra z pastelowym światłem. Schyłek słońca i schyłek lata. ... Poprzedni post tutaj to "zanim wiosna", jednak okazało się, że blog wybrał sobie listopad na odtajenie i rozkwit. Ostatnio wiele inspirujących spotkań, a także iście ptasi wyjazd, dmuchnęło mi wiatr w żagle i skłoniło do kontynuowania rozwoju tego mojego grajdołka. Mam teraz masę zdjęć wspaniałych sieweczek, siewek oraz siewnic (a także sporo zaległości), a jestem pewna że zapomnę wstawić je wszystkie na instagram ( @koszmarki_dzienne ). Zresztą tam są w takim małym formacie, i zupełnie bez całego kontekstu! Niezwykle ciężko będzie mi oddać całą wspaniałość naszej wyprawy (mojej oraz Antona oc...
zanim wiosna (w pełni) Planowałam zamieścić post nieco wcześniej, jeszcze podczas zimowo-wczesnowiosnnej aury. Goni mnie marzec (a teraz właściwie już kwiecień), więc zanim przejdę do rozkwitających tematów, ostatecznie pożegnam się ze styczniowymi wspomnieniami. Zapraszam na małe podsumowanie mojej jesieni i zimy, w których przytrafiło się wiele drobnych, miłych zdarzeń! (a także jedno ptasiarskie większe, ale na pingwiny nad Bałtykiem przeznaczę osoby post). Czy to dobry moment na post pełen śniegu? Nie wiem. Co obejrzymy dziś? - śnieg, - gile, całkiem sporo gili, różne dzięcioły, urocze perkozki, - b ą k a , ptaka, który w moim rankingu top5 ulubionych ptaków utrzymuje wysoką pozycję (razem z bączkiem), - morsowanie jedną stopą, - rudzika, który prawie machał ogonem na mój widok, - moje zmagania z nowym aparatem, i nową jakość zdjęć (wow!!!) na moim poczciwym blogu.
i komary zjadajonce Cześć. Dzisiaj będzie o małych, płochliwych, ale ciekawskich stworzonkach oraz o wszystkich zdjęciach, których nie udało mi się im wykonać. Zdarzyło się to pewnego ładnego wieczora, gdy komarzyce gryzły zawzięcie, a ja zwiedzałam okolicę na rowerze, brnąc przez pola uprawne i zastanawiając się, ile razy wlazłam na teren prywatny. Mijałam kolonię brzegówek na ogrodzie, która chyba chwile świetności ma za sobą, czasem pozostając przytłaczająco pustą; kląskawki i potrzeszcze siadające na najwyższych gałęziach, żeby sekundy później odlecieć dalej oraz zające, czasem nagle i szybko, a czasem leniwie i dziwnie ociężale zrywające się z niespodziewanych miejsc przy dróżce. To były takie trochę typowe momenty. W pewnej chwili zastanowiłam się po prostu 'hej, a co tam stoi tak nieruchomo'. Wtedy spotkałam je po raz pierwszy.
Teraz wydaje mi się to nierealne i zupełnie odległe. Siedzę w moim pokoju, przy tym oknie co zwykle, spoglądając na ten sam rząd brzóz rosnących u sąsiadki, piję herbatę przy biurku i zastanawiam się czy ostatnie miesiące to był dziwny sen. Trudno mi odnaleźć się w tej rzeczywistości i błądzę po omacku po mojej wiosce. Prawie wszystko jest dokładnie takie jakie zostawiłam, naznaczone jedynie zmieniającymi się porami roku. Trochę jakbym przeniosła się nagle w inną rzeczywistość. Czy jestem teraz w domu? Czy właśnie opuściłam dom? Jak to możliwe, że otoczenie zmienia się tak nagle? Żegnając się z Islandią trochę nie umiałam sobie wyobrazić, że to faktycznie koniec jakiegoś rozdziału. Dopiero uderzenie rzeczywistości podczas jazdy z lotniska uświadomiło mi, że nie zobaczę już Esji zastanawiając się, jakiego koloru szaty przybierze dzisiaj. Powrót, mimo że wyczekany, okazał się całkiem przykry. Ogrom emocji, zagubienie, poczucie straty. Erasmus blues. Powoli wracam do rzeczywistości, ...
Piękne rysunki, Emilio! Bardzo ładne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Apolonia