ptaki w lipcu w Białowieży

po usłyszeniu tego zbitku wyrazów, około trzy czwarte białowieskiej społeczności złapało się za głowę. Dlaczego?

Dziś:
dowiemy się, gdzie nie szukać żubrów, wilków i niedźwiedzi
zobaczymy las, którego nikt nie posadził
spotkamy w puszczy zupełnie przypadkowych ludzi
postawimy pomnik cynamonkom białowieskim

Zanim pochłonie nas wir ponury zimowy i bez światła, wspomnijmy trochę słoneczne dni i ciepłe wieczory lata.

Pierwszym przystankiem było polskie miasto Białystok. Zatrzymaliśmy się tam, żeby sprawdzić co, a bardziej kogo słychać w Puszczy Knyszyńskiej. Wybraliśmy się na bardzo malowniczą kładkę widokową, a wśród powalonych, omszonych pni drzew wypatrywaliśmy hipotetycznych jarząbków.


Trafiliśmy niestety na szczyt aktywności turystycznej - niedziela koło południa. Zamiast zgromadzeń puszczyków uralskich i lelków siedzących na jarząbkach, witaliśmy się z przechodniami, upychając prowadzone rowery z boku kładki (dlaczego wzięliśmy je ze sobą Anton?????).

Udało nam się za to posłuchać ciekawych odgłosów, które, jak się później okaże, wydawały jedne z flagowych puszczańskich gatunków ;)) Póki co na zdjęciu rozśpiewany strzyżyk, zaskakująco donośny mimo swoich rozmiarów. Rozmiarów mikroskopijnych w ogóle, lecz jeszcze bardziej mikroskopijnych pośród wiekowej, wysokiej, ogromnej puszczy.


Ludzie Puszczy #1
To działo się tuż przy wyjściu z kładki, w drodze powrotnej. Zatrzymaliśmy się na powyższe strzyżykowe zdjęcie, a w naszą stronę zmierzał rozgorączkowany pan, ciągnąc z tyłu swoją wybrankę.
- Kiedy koniec??? - rzucił w naszą stronę. Szli z rozczarowaniem i irytacją, stwierdzając, że nie ma tu nic ciekawego. - Gdzie jest jakaś wieża??? Żeby można było coś zobaczyć.
Powiedzieliśmy, że tutaj trzeba się tak dookoła rozglądać.
Zawrócili gwałtownie. Przed odwróceniem się Pani rzuciła przepraszające spojrzenie. Właściwie to byli dopiero na początku kładki.

(Aby uniknąć innych rozczarowań, odpowiadam: nie ma tam wieży widokowej)

...

Z Białegostoku można bardzo łatwo udać się do kolejnego miejsca przyrodniczego, Narwiańskiego Parku Narodowego (20 min pociągiem). Tam daliśmy ponieść się naszej kajakarskiej pasji. Jako zapalczywi hobbyści, postanowiliśmy płynąć rzeką pod prąd. (Tak naprawdę nie było to wymagające, bo nie trafiliśmy na narowisty górski strumień.)

Zapoznaliśmy się głównie z rokitniczkami oraz brodźcami piskliwymi.




Tak prezentuje się Narwiański Park z wiekowej wieży widokowej w Łapach.
(tak! Dobrze mówicie! W dokładnie tych Łapach, gdzie była niedawno Magda Gessler w Kuchennych Rewolucjach)


Droga rowerowa do Puszczy Knyszyńskiej nie była najwspanialsza (trzeba jechać kawałek po bardzo ruchliwej ulicy), tak więc więcej czasu poświęciliśmy zwiedzając Park Narwiański. Tego koziołka przyłapaliśmy podczas błądzenia po lasach i łąkach. Wcześniej mignął nam jeszcze pstrokaty dudek.




Tutaj jeszcze świergotek (jak na drzewie, to pewnie drzewny, hahahh ;))



W tym momencie nastąpiło wydarzenie niesamowite. Na tyle niesamowite, że do tej pory nasza dwójka nie jest w stanie uwierzyć, jak to było możliwe.

B o j a r y, portal do innej rzeczywistości

Czas mijał nieubłaganie, więc błądząc po narwiańskich lasach, postanowiliśmy kierować się w stronę stacji kolejowej. Skręcaliśmy w ścieżki, które wydawało by się, że prowadziły w stronę torów, jednak one gwałtownie się urywały. Na mapie żadnej z nich nie było. Google Maps rozłożyłoby ręce, jeśli takie by w ogóle miało. Drogi były piaszczyste i pełne szyszek, dlatego rowery ciągnęliśmy za sobą. Po każdej urwanej ścieżce wracaliśmy do poprzedniego rozdroża i próbowaliśmy kolejną, i znowu wracaliśmy, i znów droga się urywała. Błądziliśmy po tym dziwacznym piaszczystym labiryncie ślepych uliczek, które do nikąd nie prowadziły.
Trafiliśmy wreszcie na większą przestrzeń, okienko w lesie. I od tego okienka nie odchodziła żadna droga prócz tej, z której przyszliśmy. Wydeptany plac, piasek, kępki trawy i okazałe mrowiska.
A jednak, po dokładniejszym przyjrzeniu się ścianie lasu, ujrzeliśmy wąski, taki jakby przesmyk, korytarz zwierzęcy. Małe światełko w kierunku innego świata. Wdarliśmy się w sam środek, pchając rowery obok, przedzierając się przez błoto, liście i gałęzie. Znaleźliśmy się w środku gęstwiny, w tak wąskim i zamaskowanym korytarzu, że co jakiś czas zatrzymywałam się, bo nie wiedziałam gdzie ciągnie się dalej. Trafiliśmy do innego świata, niewidzialnego i niedostępnego, pełnego pokrzyw, ciernistych krzewów jeżyn, zahaczających o kierownicę gałęzi. 
Brnęliśmy dalej, i co dziwne, czas przestał mieć znaczenie - liczyło się tylko to osobliwe miejsce i to, czy przesmyk zakończy się tak niespodziewanie, jak się zaczął. Myślę, że na tym powolnym przedostawaniu się spędziliśmy kilkanaście minut. A może i kilka dni, które minęły bezpowtornie w innej rzeczywistości...

I właśnie pośród tej niesamowitej gęstwiny, pomiędzy wybujałymi pokrzywami, w zupełnej dziczy, w prześwicie w wyrośniętym listowiu, pojawił się znak. Znak stacji kolejowej Bojary. 


Udało się! Wyszliśmy tuż przy samej stacji. I co dziwne - po tej stronie torów była to jedyna droga, która do tej stacji prowadziła. Zmęczeni, ubłoceni i podrapani przez gałęzie przywlekliśmy się z rowerami przez tory.

A teraz jeszcze dziwniejsza, w ogóle najdziwniejsza rzecz, jaka się wtedy przytrafiła:
zdążyliśmy i d e a l n i e  na ostatni nasz pociąg tego dnia. Pojawił się, gdy tylko stanęliśmy obok znaku z napisem Bojary. 

...

Droga do samej Białowieży z Kleszczeli/Czeremchy ma około 50 km. Mimo że na Google Maps pokazuje, że rowerem zajmuje około 3 godzin, w rzeczywistości zdecydowanie dłużej, szczególnie jeśli po drodze jest takie jezioro jak Topiło.

Przywitaliśmy się tutaj z panią gągoł z dziećmi, a także z zimorodkiem, który blisko miał swoje stałe miejsce. Zaprezentował się bardzo miło pośród tej zieloności.


Powitanie Puszczy

Pochylmy się na moment nad pięknem umarłych drzew, uchwyconym z pomocą analogowego obiektywu.







Pierwszego dnia po przyjeździe wybraliśmy się do punktu informacyjnego po jakieś mapki szlaków i innych atrakcji. Zapytaliśmy pana o ciekawe miejsca ptasiarskie. 
Odpowiedział, że teraz nie ma już ptaków. Żadnych. Żadnej trasy nam nie poleci, najlepiej rozglądać się po prostu wszędzie dookoła, ale raczej nic nie będzie. W sumie jeśli chodzi o obserwowanie ptaków to możemy jechać już do domu. To znaczy nie powiedział tego, ale jego ton rezygnacji w głosie wskazywałby na to, że to najlepsze rozwiązanie.

To nic nowego, że miesiące wakacyjne nie są najbardziej sprzyjające poruszającym obserwacjom. Ptaki są wtedy najbardziej skryte i najtrudniej je wypatrzeć pośród gęstwiny. Akurat w przypadku Puszczy warto rozważyć wczesną wiosnę - wtedy najaktywniejsze są sowy i dzięcioły. 
Niestety studenckich wakacji się nie wybiera! A ptaki na szczęście nie umierają w lipcu, więc zawsze można mieć nadzieję........

Oprócz pana w informacji turystycznej pttk poznaliśmy też niezapomniany smak Białowieży.... A były to cynamonki białowieskie. Już po pierwszym skosztowaniu, na pikniku pośród sosnowego zapachu, wiedzieliśmy, że to wypiek, któremu trzeba postawić pomnik.


Poruszenie na Żebrach Żubra

Żebra Żubra to była taka nasza najbliższa kładka widokowa przez Puszczę. Pojawialiśmy się tam o różnych porach - o zmierzchu (wtedy zaatakowały nas przeraźliwe wrzaski kuny), o wschodzie słońca, a czasem bliżej południa (w ciągu dnia też trzeba coś robić). 
I w pewne takie słoneczne południe trafiło nam się miłe spotkanie.

Ludzi pojawiało się sporo, rower przepychaliśmy bokiem kładki kiwając przechodniom. A w koronach drzew zawrzało. Trudno było to poruszenie zignorować, zleciały się kowaliki, pełzacze, świstunki i cała drobnica z okolicy. Wydawało się, że podniosły dziwny alarm. Postanowiliśmy się temu przyjrzeć.


Usiedliśmy z boku ścieżki i zadarliśmy głowy do góry. Chodziliśmy dookoła, wgapieni w hałaśliwe zgromadzenie. I wreszcie Anton, po jakichś 15 minutach, przeszukując gąszcz cierpliwie, gałązka po gałązce, znalazł ją! 


Sprawczynią zamieszania okazała się sóweczka. W całym tym trudzie poszukiwań i radości (miło zobaczyć ptaka w lipcu!!!), zapragnęliśmy się podzielić obserwacją z przechodniami. Zauważyliśmy dwoje młodych ludzi z lornetkami na szyi.

Ludzie Puszczy #2
 - Hej, obserwujecie ptaki??
(To było naprawdę wyjątkowe zagadnięcie do obcych osób, możliwe że jedyne w historii naszej introwertycznej natury) Niezupełnie, nasi napotkani kolega i koleżanka do Puszczy przyjechali obserwować wilki. Jednak chętnie wypatrzyli z nami wystający ogon. Najwięcej czasu zajęło nam naprowadzenie ich na odpowiedni punkcik na gałązce (sama wcześniej długo jej szukałam, podążając za instrukcjami znalazcy). Na szczęście sowa była zupełnie nieruchoma. 
Udało nam się wreszcie złapać mikroskopijny ogonek.

Spotkaliśmy ich jeszcze raz, kiedy byli w drodze powrotnej. My zasiedzieliśmy się dłużej w tym samym miejscu, i w tym czasie:


Nasza ciekawska koleżanka podfrunęła bliżej!


(Po odlocie mikro sowy nalegałam żeby iść już dalej, co współpodróżny pewnie do teraz ma mi za złe, bo on chciał jeszcze poczekać. Więcej już sóweczki nie znaleźliśmy.)

Może dobrze, że nastawiliśmy się na to, że kompletnie nic nie będzie. Wszystkie ptasie spotkania wydały się o wiele cenniejsze!

To nasz dalszy spacer, obserwacje sójki mało imponujące, ale za to w lipcu.



Wilczy Szlak

Nazwa obiecująca, ale z ssaków najliczniej pokazały się wiewióreczki, dziksze niż we wrocławskich parkach.



Tutaj dzięcioł średni, ujęcie również średnie.


Familia świstunek


Dzięcioły potencjalnie białogrzbiete


Tak naprawdę z jednej strony skacze dzięcioł średni, a z drugiej młody dzięcioł duży. Ale kto zabroni marzyć?.......





Ludzie Puszczy #3
Podczas czajenia się na dzięcioły i rowerowych przepraw w gąszczu puszczańskich dróg, zaczepili nas turyści z samochodu. 
 - Którędy do Siedlec? - padło pytanie.
Byliśmy trochę skołowani. Pokazaliśmy naszą puszczańską mapę, której nie straszny brak zasięgu. Przeczesaliśmy drogi i piktogramy. Serio, myślałam że chodzi o jakieś może puszczańskie Siedlce? W końcu byliśmy w środku lasu, a te miejscowości się czasem tak dziwnie nazywają......
Nasza mapka nie podołała, okazała się beznadziejna, bo nie było na niej wymienionego miasta. Niestety. Teraz każdą podróż po mapie zaczynamy od szukania Siedlec.

Rezerwat ścisły

Najbardziej niedostępną część puszczy zostawiliśmy sobie na koniec. 
Wejście do rezerwatu ścisłego możliwe jest tylko w przewodnikiem. Trafił nam się ornitolog, więc mogliśmy wypytać o wszystkie nasze ptasie wątpliwości. Tutaj właśnie dowiedzieliśmy się, czyje odgłosy zasłyszeliśmy wcześniej w Puszczy Knyszyńskiej, a także mogliśmy usłyszeć je ponownie. Były to muchołówki małe! Jeden z flagowych gatunków Puszczy, bo muchołówka mała związana jest głównie ze starymi drzewami. Dość skryta, przebywa głównie w koronach drzew, gdzie łapie owady. 
Liczyliśmy trochę na dzięcioła białogrzbietego (a przynajmniej zaznajomienie się z jego głosem), ale tu nie mieliśmy szczęścia. Pokazał się za to orlik krzykliwy i ogromne stado bocianów skąpane w zachodzącym letnim słońcu.




Z ciekawszych spotkań pojawiła się też potencjalna  s ł o n k a  (niepotwierdzona) - przeleciała nad Puszczą, kiedy wracaliśmy wieczorem z uroczyska Miejsce Mocy.

I tak płynęły nam letnie dni -
na rowerowych wyprawach
szukaniu nowych dróg 
obserwacjach Neowise (z okna z Białegostoku, a później z podwórka obok domku)
oglądaniu zamszonych z każdej strony drzew
nasiąkaniu latem!

Dobranoc, do widzenia, trzymajcie się!


Komentarze

  1. Fajowe wakacje. Fajnie jest (było) być studentem. ;) Ja byłem w tych rejonach już za czasów "zaobrączkowanych", bez nastawienia na szukanie zwierza, ale i tak było to duże przeżycie. Być w Puszczy, to jest coś! Trzeba tam być, zobaczyć potęgę przyrody, póki jeszcze jakiś jej skrawek istnieje.

    Ptasie obserwacje niczego sobie, skoro zapowiadane było, że "nie ma już ptaków". ;)

    Zaciekawił mnie "obiektyw analogowy". Co to takiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puszcza faktycznie ukazuje niesamowitą potęgę, i żadne opowieści nie zastąpią bycia tam :) Zresztą, nie będąc nastawionym na szukanie zwierząt można się tylko pozytywnie zaskoczyć, kiedy coś się trafi - takie podejście jest też bardzo miłe.

      "Obiektyw analogowy" to obiektyw z aparatu analogowego, podłączony do współczesnego canona przejściówką. Na "Wizjach Natury" w tym roku było dużo powiedziane w tym temacie. (Wykład jest zapisany online na kanale na youtube, jeśli Pan nie miał okazji oglądać na żywo :))

      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ależ jak na lipiec, to obserwacje naprawdę bardzo udane! Trafiły się Wam świetne gatunki, a sóweczka nie mogłaby wypaść na tym zdjęciu lepiej. Zresztą za samozaparcie potrzebne do przewędrowania takiego kawałka Polski rowerem i jakże często zawodnym PKP nagroda należy się w zupełności. Btw jakim sprzętem fotografujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, bardzo się cieszę że wysiłek nie poszedł na marne ;) Spotkanie z sóweczką było niesamowite i moja ciekawość tego gatunku wzrosła ogromnie!
      Powyższe zdjęcia powstały z pomocą pożyczonego canona EOS 70D i sigmy C 100-400mm. A l e całkiem niedawno zmieniłam sprzęt, z czego ogromnie się cieszę, i na pewno będzie o tym nowy wpis!
      :)

      Usuń
  3. dziękuję za ten wyjazd i piękny wpis!! Miło wrócić myślami nawet do lipcowej puszczy i wakacyjnych przygód. Super fotosy, bardzo lubię te dzięciołowe!! Pozdrawiam z Bojar i mam nadzieję, że spędzimy kiedyś więcej czasu z sóweczką ;))
    Czy wybrzmiało tu już jakie masz ucho do nieznajomych głosów?? to jest coś!!
    dzięki, dzięki!!
    pojedźmy gdzieś jeszcze ;) kc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (spóźnione) dziękuję za wyjazd!!! Liczę na spędzenie czasu nie tylko z sóweczką, ale też z innymi sowami (i ptakami i zwierzętami). Pozdrawiam z Bojar również. Dzięki, pojedziemy jeszczeeee, kc
      !!!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Cały wiatr Fuerteventury

Norwegia!... (część trzecia)

zanim wiosna

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

małe niebieskie słowiki

Chorwacja, tydzień pierwszy