Cały wiatr Fuerteventury

(chyba część pierwsza, bo pewnie wyjdzie kobyła)
Zawartość: dużo miedzianych widoczków, ptaki ze słowem "kanaryjski" w nazwie, czasem jakiś wulkan.

Cześć!
Pozwoliłam sobie tutaj na mały throwback - wracam do wpisu, który czeka zaległy od wakacji. Wystawiłam go trochę na odczekanie, aby dojrzał i nabrał odrobinę więcej polotu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi taki przeskok czasowy. Będzie to dość obszerny post ze względu na duuużą ilość zdjęć - zdjęć, które wciąż zalegają mi w szufladzie, a ja czuję, że historie stojące za każdym z nich muszą zostać opowiedziane. (Niektóre są nawet całkiem może ciekawe.)

Zanim przejdziemy do szczegółowego opisu, szybka aktualizacja informacji:
Co u mnie?
Dobrze.

Tak więc zaczynajmy.

Witamy na nowej planecie Fuerteventura! Możesz sobie kupić pocztówki z rajskimi plażami, ale zapomnij o opalaniu na leżaku w paski. Tutaj wiatr wieje szalenie, nieustannie i w każdym kierunku (nie pytajcie mnie, jak to możliwe). Dookoła rozciągają się osamotnione półpustynie, piętrzą miedziane góry, a piasek już po chwili znajduje się w każdym możliwym zakamarku twojego ciała. Niech nie zmylą Was zdjęcia jak z tapet windowsa (tych takich wakacyjnych, plażowych), bo na wszystkich fotografiach brakuje właśnie tego jednego istotnego czynnika - wiatru.

Po przylocie na Lanzarote zastaliśmy iście księżycowy krajobraz. Jedynymi przebłyskami zieleni były sukulenty o najróżniejszych kształtach i rozmiarach; obrastały w równomiernych odstępach przydomowe ogródki. Chciałabym zrobić sobie zdjęcia z nimi wszystkimi i każdego z osobna nazwać, ale obawiam się, że nie starczyłoby mi czasu. Musiałam więc nieco ograniczyć kolczaste znajomości.

Z Lanzarote przepłynęliśmy na Fuerteventurę statkiem, ponieważ na tej właśnie wyspie zamierzaliśmy spędzić pierwszy tydzień wyjazdu. Sama morska przeprawa okazała się interesująca, bo ptakami uganiającymi się za promem były nie mewy (jak myślałam na początku, ja głupia), ale burzyki żółtodziobe.

Jako ptaki typowo oceaniczne (moje pierwsze ptaki typowo oceaniczne), okazały się niezbyt fotogeniczne. Pojawiały się i znikały, manewrowały wokół fal, migając jak brązowe powidoki. Nie podlatywały też zbyt blisko statku.
:<






Nasz pierwszy przystanek:

Plaża w La Oliva

To tu spędziliśmy pierwszą noc. Szeroka, piaszczysta plaża była bardzo malownicza; a byłaby jeszcze bardziej, gdyby nie dwa olbrzymie kanciaste hotele usadowione po obu jej stronach.

Rano podziwiałam pastelowe barwy wschodu, nadambitnych biegaczy oraz kanaryjski podgatunek srokosza.



(jak widzicie na zdjęciach, sprytnie kadruję manewrując między dwoma kobylastymi hotelami all inclusive)


Pojechaliśmy naszym camperem na południowy przylądek wyspy, gdzie znajdowała się latarnia. Było tam jeszcze bardziej wietrznie niż wcześniej (o ile to możliwe), 10 w skali Beauforta (jestem pewna, ale nie pytajcie jak to zmierzyłam).




Na samym przylądku po raz kolejny spotkałam oceaniczne burzyki, które kręciły ósemki wokół fal w oddali.




(każda plaża tu to najlepsze miejsce do windsurfingu!)

Aby się dostać na przylądek, konieczne było pokonanie skomplikowanych meandrów wąskiej drogi między górami. Wśród suchych krzaków na zboczach co jakiś czas pokazywały się urocze stworzenia, czyli tutejsze kanaryjskie wiewiórki.


W drodze powrotnej, zbaczając z zawiłych zakrętów, zatrzymaliśmy się na dzikiej plaży.

Towarzyszył nam nieustępliwy wiatr, sypiący jasnym piaskiem w oczy podczas spacerów. Mimo to wspominam tamto miejsce jako zachwycające… Po części na pewno przez ową dzikość, ponieważ oprócz nas na piaszczystym parkingu stał tylko jeden stary, obły samochód w kolorze musztardowym (wyglądał bardzo retro); stacjonowali tam dwaj panowie z psem (to pewnie byli bracia, bo wyglądali niemal identycznie, szczególnie gdy mieli na głowach takie same czapki).



Poranek znowu zadziwił mnie swoimi łagodnymi, pastelowymi barwami.
Góry zanikały stopniowo, przybierając coraz jaśniejsze odcienie błękitu.





Mimo tak niesamowitych widoków, na pobliskiej półpustyni nie spotkałam żadnych ciekawych gatunków. Tak właściwie to nie spotkałam kompletnie ŻADNYCH gatunków. Nawet tych śmiesznych wiewióreczek. Przytłoczona pustką wróciłam w stronę naszego campera, smętnie włócząc nogami i zostawiając przeciągłe ślady na piasku.

I tam właśnie czekały na mnie pierwsze świergotki kanaryjskie. Są to ptaszki bardzo drobne i pocieszne, a najtrafniejszym słowem wyrażającym ich sposób poruszania się jest: pomykanie.

(patrzcie jak zamiata nogami)



Poszwendałam się jeszcze chwilę wokół naszego mobilnego domu i dotarłam na pobliski cmentarzyk, który wyglądał na całkowicie zapomniany i opuszczony. Jedynym, jak mniemam stałym, gościem okazał się srokosz.

Myślę, że nie bez powodu wybrał akurat takie miejsce - w jego duszy na pewno drzemie mroczna natura. Zawsze wydawało mi się, że to taki emo wśród ptaków - zarówno jeśli chodzi o sposób polowania, jak i dobór miejsca bytu.





...

Miasteczko, które nie pamiętam jak się nazywa
Dobra, już chyba wiem

Morro Jable

Miasteczko było miejscem całkiem pociesznym. Ledwo wysiadłam z auta, natknęłam się na czaple złotawe kroczące majestatycznie wśród gołębi (te drugie wyglądały przy nich nieco głupawo). Wszystko wokół zraszaczy podlewających trawę.

Białe zjawki siadały na drewnianym płocie ogradzającym niewielki rezerwat.






Nad głową wrzeszczały papugi, czyli mnichy nizinne, które całkiem jadły z ręki dzieciom na placu zabaw, i co jakiś czas zerkały ciekawsko w moją stronę.



Pobliska plaża była typową, zaparawanioną plażą. Wiatr niósł ze sobą wiele piasku i ciskał nim we wszystko (i wszystkich), co stanęło mu na drodze. Pozostawienie ręczników przy wodzie kończyło się późniejszym odkopywaniem ich oraz odpiaszczaniem. A zaraz po wyjściu z (nieco zimnej) wody oblepiała nas cała masa maleńkich piaskowych igieł, które później trzeba było zeskrobywać.

Niezbyt przyjemne doświadczenia.

A, są przecież prysznice tuż przy wyjściu. Tylko że po włączeniu trochę trudno wcelować w strumień wody, bo wiatr spycha go kilka metrów dalej - tak, że woda leci pod skosem. Takim sposobem pod prysznicami można było spotkać mnóstwo skaczących nieporadnie ludzi.
(w tym mnie też, oczywiście)

Między plażą a miasteczkiem znajdował się niewielki zagrodzony obszar, który zarośnięty był gęsto przysadzistymi krzaczkami. Podejrzewam, że mieszkały tam głównie pocieszne dla turystów wiewiórki, ale spotkałam tam też świergotki kanaryjskie, czaple złotawe, duże mewy oraz kruki.

W pewnym momencie zauważyłam nawet pewną pokrzewkę, i z tego co ustaliłam na podstawie kilku sekund obserwacji,  p o w i n n a  to być pokrzewka okularowa. Niestety nie dowiem się tego na pewno. Próbowałam później wrócić w to samo miejsce z aparatem, niestety bezskutecznie.
Niech to pozostanie kolejną z zagadek wszechświata…


La Pared

Zachęcona wpisami o Fuerteventurze na blogach ptasiarskich, uznałam, że La Pared to niewątpliwie miejsce godne zobaczenia.

Powinnam tu koniecznie wspomnieć, że na tej wyspie występuje kilka gatunków, których zaobserwowanie szczególnie liczy się w kręgach ptasiarskich. Najbardziej pożądane są obserwacje hubary sacharyjskiej, później jeszcze rączaka i kulona. Są to ptaki typowo pustynne/półpustynne i dość skryte, o upierzeniu w piaskowych kolorach. Najbardziej płochliwa i trudna do zaobserwowania, a także największa, jest hubara. Kulony występują również w Polsce, co prawda rzadko, ale nie są już takim 'rarytem' jak rączaki i hubary.

Z tego co czytałam, w La Pared została zaobserwowana cała złota trójka.


Muszę przyznać, że czarna plaża wyglądała naprawdę zachwycająco. Zachody słońca też niczego sobie. Ale poza świergotkami kanaryjskimi oraz dwoma gilakami pustynnymi, które były baaaardzo nieśmiałe, wiało (i to jak) pustką.
Tak więc, powłócząc sandałami zapadających się w piasku, wróciłam do campera nieco zawiedziona, uznając, że żaden z tych trzech ptaków nie istnieje.



Dużo różnych punktów widokowych na raz

1.



Obok znajdowała się tabliczka z napisem "nie karmić zwierząt". Zastanawialiśmy się, o jakie zwierzęta chodzi...




2. A ten punkt widokowy polegał na obserwowaniu czarnej dziury w klifie.


Chociaż mnie bardziej pochłonęło obserwowanie kląskawek kanaryjskich (gatunek endemiczny tutaj), którym spodobała się tu bliskość ludzi.





Poniżej mój nowy kolega.



Dzień, który ledwo przeżyłam (robi się dramatycznie)

(Uwaga)
(Tu nagle zmienia się dynamika wpisu. Po oszczędnych opisach punktów widokowych czas na kilka zwrotów akcji.)


Los Molinos było kolejnym ptasim miejscem, do którego skutecznie zaciągnęłam moją rodzinę.

Przeczytałam, że oprócz półpustynnych miedzianych przestrzeni znajduje się tam źródło wody - niewielka rzeka, która daje możliwość spotkania wielu innych-niż-pustynne gatunków ptaków!
Na miejscu okazało się, że ścieżka ornitologiczna prowadzi wzdłuż wąwozu, na dnie którego płynie strumyk. Wyglądało to zachwycająco, naprawdę, szczególnie że w dole pojawiały się pasma zieleni, inne od suchych, pomarańczowych barw.






Mój poranny samotny spacer polegał na przemierzaniu półpustynnych krajobrazów. Szłam wzdłuż klifu, a na dole wiła się wstążka rzeki. Na moim poziomie natomiast rozciągała się pomarańczowa równina, pusta, wietrzna, z asfaltową opustoszałą drogą na środku.

Co jakiś czas wynurzałam się zza klifu i spoglądałam w dół.
I tutaj właśnie zaobserwowałam sobie szczudłaka. To gatunek bardzo majestatyczny w swojej prostocie upierzenia. Bardzo lubię te jego kontrastowe połączenia kolorów.
(Przygotujcie się na zniewalające zdjęcia!)


(ta ostrość!)


Gdzieś w dole płynęła też nerwowa jak zwykle kokoszka.



Bardzo zdziwiło mnie to, jak ptaki reagują na moją obecność. Każdy z nich zachowywał się jakby nadwrażliwie i niespokojnie, mimo że stałam sobie na krawędzi klifu w baaaardzo dużej odległości. Nie chciałam ich nadto denerwować, dlatego tylko od czasu do czasu wychylałam odrobinę głowę, by spojrzeć w stronę rzeki na dole.

W pewnym momencie z sąsiedniej ściany klifu poderwały się lotu dwa duże ptaki. O rany, ale się ucieszyłam z ich obecności!
W sumie były to jedne z niewielu ptaków sępo-podobnych, które obserwowałam - wcześniej widziałam tylko sępa płowego w Chorwacji, ale to było już bardzo dawno...


Były to dwa ścierwniki, które kołowały wolno nad wąwozem.
Naciskałam spust migawki ile sił w palcu wskazującym, aby uchwycić je w momencie, gdy będą najlepiej widoczne.



I tak sobie powoli szybowały, zataczając ogromne koła.

W pewnym momencie coś było nie tak.

Zauważyłam, że ścierwniki jakimś cudem znalazły się nagle niepokojąco blisko mnie. Zataczając te swoje wielkie koła, niepozornie, kierowały się w moją stronę.
Na początku byłam bardzo zadowolona, bo mogłam uchwycić je lepiej na zdjęciu.

Potem to już była przesada.

Stałam tam na środku tej równiny jak głupia. Dookoła zupełna pustka, brak żywej duszy ani nawet samochodu; nie widzę parkingu z camperem, bo jest gdzieś daleko w dole. Tylko wiatr, pomarańczowa ziemia oraz dramatyczne szczątki kozy kilka metrów dalej.

I dwa ogromne ptaki rzut kamieniem ode mnie.
Widziałam wyraźnie ich ostro zakończone stópki.
Naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, żeby zniżyły lot odrobinę i złapały mnie za włosy, albo cokolwiek.


Na początku powolnym (tak żeby nie wykonywać gwałtownych ruchów), potem już szybkim krokiem skierowałam się w stronę samochodu, bojąc odwracać się za siebie.

(Na szczęście nie musiałam się specjalnie bronić, to dobrze, szczególnie że nie obmyśliłam żadnej taktyki)

Gdy tylko klamka naszego auta znalazła się w zasięgu ręki, wtargnęłam do środka.

...

Nie wiem tak właściwie czy te ścierwniki mogły stanowić jakieś realne zagrożenie. Nie wiem jak bardzo były odważne. Nie wiem też na ile uczęszczana jest ta ścieżka ornitologiczna, może to jej stały element, atrakcja towarzysząca wszystkim obserwatorom?
Trudno to teraz ocenić. W każdym razie... będąc z nimi sam na sam nie zawsze można poczuć się komfortowo.

(miły i przyjazny świergotek na koniec)



c i ą g  d a l s z y  n a s t ą p i

...

Komentarze

  1. ależ wspaniałe wspomnienia
    ależ wspaniałe wspomnienia



    pozdrawiam
    ptaki w gr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo, ptaki w gr!
      (i Tobie, Mark, też)

      Usuń
  2. Wow. Piękne zdjęcia super wspomnienia . :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachwycające zdjęcia! Bardzo ciekawy post.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Norwegia!... (część trzecia)

zanim wiosna

małe niebieskie słowiki

małe liski nieuchwytne po polu skaczące

Chorwacja, tydzień pierwszy